>>88194
To jest trochę tak, że kurahen na początku pomaga w pewnych kwestiach, anony są dość specyficzną grupą, która dość skutecznie wypunktowuje przywary i schematy zachowań ludzkich. Pozytywem jest też to, że dzielimy się ze sobą spierdolonymi historiami i bardzo często czytając żeżuncyjne opowieści dostaję takiego brain zapa
>o kurwa, przecież ja też zrobiłem coś takiego
no i w przeciwieństwie do Tomasza Terki, który nie potrafi uczyć się na błędach, poprawiam swoje zachowanie i nie odpierdalam tej samej żeżuncji 2 razy.
Potem zaczyna się etap negatywnego wpływu kurahena, czyli zaczynasz gardzić wszystkimi możliwymi grupami społecznymi, w twojej głowie tańczy papież 24/7, śmieszą cię żarty o sraniu do ryja i głowy papieża wklejone w byle co, a do twojego codziennego uzusu językowego wchodzą zwroty z czanmowy. Wyjście do ludzi staje się coraz trudniejsze, bo jak naczytasz się postów, w których każdy bezwstydnie dzieli się każdą żeżuncją, to potem przenosisz kurahen do prawdziwego życia i robisz to samo wśród ludzi, ale nie pod nickiem Anonymous, tylko jako prawdziwy ty. Kończy się to tak, że każdy ma cię za creepa, krzywo na ciebie patrzy i unika kontaktu.
Kurahen to jest troche jak z benzo, pomaga w zaburzeniach lękowych, ale potem musisz walczyć z uzależnieniem. Trzeba wiedzieć kiedy odstawić. No chyba, że masz wyjebane i mama będzie cię utrzymywać do końca życia, albo masz 6 milionów żydów na koncie i możesz sobie żyć z odsetek jak pan. T. anon, któremu bliżej do 30lvl niż 20lvl, depresja i nerwica lękowa, z którą walczę od gimbazy, zrujnowała mi życie. Chciałbym jednak naprawić się do stopnia, w którym będę w stanie sam się utrzymać, bo moja matka traci już cierpliwość i nie chcę być bezdomny. W sumie to powinienem się był już dawno zajebać, ale resztki tej pierdolonej kurwy zwanej nadzieją dalej jeszcze we mnie są.