>>291613
Wkurwiają mnie już tacy piwosze-neofici, co to kurwa całe życie walili Harnasie za złoty
dziewięćdziesiąt dziewięć i inne Tatry, a teraz nagle koneserzy piw kraftowych.
Pół biedy, jak ustawiasz się na piwo w plenerze. Teraz każdy monopolowy musi mieć w lodówkach
jakieś Ciachany palone, Kormorany niskosłodzone i inne żywe bezglutenowe, nabierze sobie taki
sześć różnych do siatki i zadowolony nie truje dupy. Ale nie daj boże kup sobie piwo jakiegoś
większego browaru. Nie mówię to o obiektywnie chujowych Harnasiach, Żubrach czy innych Tyskich,
ale normalnych piwkach typu Perła czy Łomża, co to przyjemnie obalić latem bez kontemplacji
bukietu smakowego. Zaraz się zaczyna:
- Hurr durr co ty pijesz, koncernowe siki, jebie tekturo, za tyle samo mogłeś mieć ekokraftowy
CIEMNY PRZENICZNY LAGER PILS PALONY JASNY PEŁNY z BROWARU KOCZKODAN, mmm, pacz jakie
to dobre, wyliżem jeszcze butelke po wypiciu!
Nieważne, że pięć lat temu sami spuszczali się nad „Perło Export”, bo okazało się, że istnieje poniżej
czterech złotych coś, co nie jebie żółcią jak Harnaś i nie chce się rzygać wypiciu siedmiu.
Prawdziwa jazda zaczyna się przy próbie ustawienia w jakiejś knajpie. Lokale z wyborem
mniejszym niż piętnastu gatunków piw kratowych albo belgijskich czy niemieckich odpadają. Rzut oka
na kartę wystarczy, i już trzoda:
- O, nie ma południowosakosńskiego stouta 16894 IPA uberchmielone 69 IBU z browaru Himmler,
wychodzimy, co mie tu jakimś guwnem Pizner Urkłel chco otruć!
Koniec końców po sprawdzeniu wszystkich lokali z jedzeniem, lądujesz w jakimś speluno pubie z
gównomuzyką i wyborem miliona piw o zjebanych nazwach typu „Atomowy Morświn”, „Natarcie
Pszenicy” albo o nazwach na zasadzie „w chuj długa nazwa procesu technologicznego, nazwa wioski z
której jest browar”.
- Pacz, to je zajebisty lokal, to je wybór, mmm, ukraińskie piwo pszeniczne środkowej fermentacji ,
wysokochmielone, palone, otwartej ekstaktacji, w niedomkniętej kadzi browaru Jabolon, w
schłodzonym kuflu, tak jak mówił Kopyr na blogu, boże, jakie to dobre, mmm…
I żłopie tą zupę o konsystencji gunwa, co to do niczego nie podobna. To tyle żali na dziś, gorzej jak
spotka się dwóch takich Januszy koneserów piwa i chuj całe spotkanie, ale to już temat na inną
opowieść…