Shalom. Testo Wam wytłumaczy różnice klasowe starą żydowską metodą.
Najpierw przyspieszoną, całką potrójną jedzącą z ręki po fiordach norweskich:
20% ludzi powinno - mniej więcej - gromadzić 80% bogactwa. Z tych 20% - kolejna nakładka paretowska,a więc tak:
a) Klasa wyższa: 4% ludzi mających 64% bogactwa (mówi się, że 1% najbogatszych ma aż 50%, później 3% dalsze 14%),
b) Klasa średnia: 16% mających 16% bogactwa (brzmi całkiem fair enough). Tak, tu jest ciułacz programista "kilka tysięcy dolarów miesięcznie w akcje". Dziekuję Pan Pareto.
c) Klasa niższa: 80% ludzi mających 20% bogactwa (akcji, kapitału, burgerowni, budek z lodami, sklepików, myjni, sortowni śmieci i fabryk azbestu).
Dłuższą metodą:
Człowieka określić powinniśmy na dwóch płaszczyznach - tego kim jest i płaszczyźnie materialnej (i nie ma co z tym walczyć.
Skupmy się na tej drugiej.
Dobrze jest (nie twierdzę, że najlepiej) podzielić te trzy 'bazowe' klasy na dziewięć podklas.
Proszę również pamiętać, że mówimy tu o Kraju Nadwiślańskim, a nie o Burkina Faso, czy Szwajcarii.
Jednym z pożądanych czynników jest zdolność oszczędzania (akumulacji kapitału). W tle zakładamy tu również pełen stały, niezmienny, wzrastający poziom życia POMIMO wzrastającej stopy oszczędzania. No dobrze, skoro już mamy taki schemat, plan, to klasy są następujące:
a) Klasa niższa niższa - dramat, brak oszczędności, walka choćby i o to, aby przeżyć od pierwszego do pierwszego. Ogólnie "Wujek Bocian" lubi to, choć i jemu ręka drży.
b) Klasa niższa właściwa - bardzo sporadyczne oszczędności (5%), zazwyczaj życie od pierwszego do pierwszego - choć raczej bez zbędnych problemów. Gorzej jak przyjdzie jakaś cukrzyca lub inna tragedia.
c) Klasa niższa wyższa - w miarę regularne, acz niewielkie oszczędności (10, 15%). Zazwyczaj są one zjadane przez inflację i mają charakter pasywny (zostały mi cztery stówki i do skarpety).
Wszystkie segmenty powyżej powinny rypać do emerytury.
d) Klasa średnia niższa - regularne oszczędności (20, 25%), pojawiają się pierwsze jaskółki inwestycji - ot nawet kupienie mieszkania w mieście wojewódzkim dzieciom pod studia i okazjonalny wynajem. Ci ludzie raczej rypią do emerytury. Dwa lata przerwy nie robią im krzywdy. Stać ich na samochód z salonu raz w życiu - ale nie na dziewięć kolejnych.
e) Klasa średnia właściwa - Spore oszczędności, 30, 40%, aż pod magiczną barierę "oszczędzam połowę tego, co mam" miesięcznie, dalsze, wzrastające zainteresowanie dochodami z kapitału i analogicznie: lepsze "sztejki" na obiad niż a/b/c/d. To te rodziny, gdzie on kupi sobie dwa auta (jeśli tego potrzebuje) w życiu z salonu, żona może jedno. Mogą nie pracować po kilka lat, robiąc "porę na CSa" w wieku 57, czy 59. lat.
f) Klasa średnia wyższa - magiczna bariera przekroczona, spore oszczędności (wciąż 50%+) przy wciąż wzrastającym poziomie życia względem poprzedników. Mogą popracować 25, 30 lat i w wieku 50. lat odcinać kupony. Pojawia się czasem łajba na mazurach, ale trochę to na siłę.
Co ważne: nikt pracujący na etacie - poza marginesem, wyjątkiem potwierdzającym regułę (dyrektor PZU, czy dyrektor PEKAO) nie może być klasyfikowany wyżej. Take it to the bank. Nie ma dyskusji.
g) Klasa wyższa niższa - tu was zaskoczę: magiczna bariera oszczędzania 50% została już przekroczona, nie musimy iść dalej - Ci ludzie mają swoje firmy, oszczędzają lekko połowę tego co mają przy jednocześnie jeszcze wyższym poziomie życia. Nie ma tu czynnika emerytalnego, gdyż na tych ludzi ktoś pracuje. Co nie zmienia faktu, że mogliby nie pracować mając 40 lat i żyć z zaoszczędzonego kapitału (robi nam się tu niesamowicie duży poziom wolności, niezależności).
h) Klasa wyższa właściwa - duże oszczędności, kilka dóbr luksusowych, czasem ludzie "z fartem" (miałem pomysł, sprzedałem za 10 baniek, kupiłem kilka mieszkań i kilkadziesiąt tysięcy akcji i odcinam kupony). Przykład: mój sąsiad - firma -> newConnect -> opchnięcie -> kilka milionów w kieszeń. Tak trzeba żyć, a pijało się z nim "na sąsiedzkich grillach" Whisky.
i) Klasa wyższa wyższa - to nie są jednorożce. To - przepraszam za wyrażenie - "ParisHiltonki", czy też Oskarki - oni nie muszą pracować, wszystko podstawione, a ojciec rodziny jedynie kontempluje "Przypowieść o Synu Marnotrawnym" powtarzając w myślach "byle mój syn nie był degeneratem, byle nie był degeneratem".