Witam wszystkich. Często czytam to forum i bardzo mi pomagało w różnych kwestiach. Jednak teraz mam pewien problem, na który sama nie umiem dobrze odpowiedzieć.
Z moim TŻ znamy się od 7 lat, razem jesteśmy od około 6. W tamtym roku w maju oświadczył mi się, a w sierpniu mamy wziąć ślub.
TŻ wywodzi się z dobrej rodziny, żadna patologia, żadnych problemów jeśli chodzi o używki czy alkohol.
Pracuje, ma własną firmę, w stosunku do mnie jest opiekuńczy, miły, kochający. Oczywiście nie było zawsze super cukierkowo, ale daliśmy przetrwać różne kryzysy, oraz ciche dni także czasem mieliśmy. Nie mniej jednak uważam że jesteśmy dobrą, zdrową parą… lecz moje myślenie zaniepokoił jeden fakt który miał miejsce około 2 tygodnii temu.
Byliśmy razem u znajomych na kolacji, oczywiście ja z koleżanką która nas zaprosiła piliśmy wino. A faceci pili wódkę. Nigdy z tym problemu nie było, jednak mój TŻ wypił troszkę za dużo i stwierdziłam,że wracamy do domu. Żeby była jasność, zawsze jak troszkę więcej wypił to nie stawał się agresywy, raczej tak pozytywniej to wygladało niż negatywniej. Po powrocie do mieszkania zamiast położyć się spać usiadł na kanapie i zaczął pić whisky. Nie spodobało mi się to i powiedziałąm, żeby poszedł się położyć, wstałam i chciałam mu pomóc wstać, a on się obrócił i uderzył mnie otwartą dłonią prosto w twarz i popchnął mnie aż prawie upadłam.
Szczerze nie wiedziałam co się stało, przez pierwsze sekundy myślałam, że on się na mnie przewrócił i chciał złapać i ja odebraam to jako atakt, jednak nie - uderzył mnie z premedytacją. Po tym wszystkim jednak podszedł do mnie, pomógł wstać, sprawdził czy nic mi się nie stało i zaczął przepraszać.
Nie odzywałam się praktycznie bo byłam w szoku co się stało plus po prostu zaczęłam płakać… Poszłam spać, na 2 dzień miał przygotowane dla mnie śniadanie, bukiet świeżych kwiatów oraz w ramach przeprosin kupił mi kolczyki oraz wręczył mi voucher na dowolny zabieg w jednym z lepszych miejsc w naszym mieście.
Opowiedział, że nie wie co w niego wstąpiło, że nie zrobił tego umyślnie, tylko przez alkohol oraz to że mnie kocha, że nie chce mnie stracić, że liczy się z konsekwencjami swojego czynu i to się więcej nigdy nie powtórzy. Ale też dał jasno odpowiedź, że troche w tym mojej winy było - bo za mocno wczułam się wtedy żeby mu pomóc wstać no i tak myślę, że ma trochę racji (że to też moja wina).
Byłam w pewien sposób "zadowolona" z tego obrotu spraw, bo bałąm się że po prostu będzie leżał na kacu i nie zda sobie sprawy z tego co zrobił.. jednak po pewnym czasie gdy wrócił ze spotkania i się go o coś pytałam, miał ten sam wzrok i to samo spojrzenie gdy wtedy mnie uderzył. Uciekłam do pokoju, bałam się go. JEdnak po 5 min przyszedł i było normalnie.
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć
Przyjaciółki z 1 strony mówią że powinnam wybaczyć i iść dalej w sensie być z nim, inne twierdzą że powinnam odejść.
Ja zawsze wierzyłam w to, że nie pozwolę się tak traktować, ale jesteśmy już na takim etapie życia (ja mam 27 on 29 lat), mam dużo wspólnych planów, nasze rodziny lubią się, tak samo wzajemnie lubimy własne rodziny. W sensie nie wiem jak bardzo ale moje życie bez niego by się bardzo mocno diametralnie zmieniło… a nie wiem czy nie znajdę kogoś lepszego niż on. Wiecie, poznawanie kogoś od nowa, wspólne plany wyjazdy … a tutaj już tyle ze sobą przeszliśmy…
Nie wiem co mam robić :/