>>251567 (OP)
W pewnym domu niedaleko mnie pod koniec lat 70 doszło do zabójstwa. Gospodarz imprezy z zazdrości o żonę zdzielił siekierą w leb gościa, a następnie wyciągnął go na podwórko i poszedł spać. Rano, kiedy okazało się, że tamten żyje, weseli rolnicy są pomocą siekiery dobili rannego i wyrzucili do rzeki.
Ci ludzi nie żyją, facet odsiedział kilkanaście lat; pamiętam go jak pracował jako palacz CO w mojej szkole.
Po latach ktoś kupił czy odziedziczył to siedlisko, wyremontował dom i sprzedał warszawiakom. Ci ludzie nie wiedzą co się tam zdarzyło ale w ciągu 10 czy więcej lat tylko raz tam nocowali. Teraz, gdy zbliża się wieczór wyjeżdżają, a wracają dopiero rano.