3. Wielu takich chłopaków dopiero w tę sektę wejdzie. Są jeszcze na etapie szkolnym, zwykle na uboczu, wykluczeni z grupy rówieśniczej. Wielu doświadcza bullyingu, zaczynają się problemy psychiczne i emocjonalne. Dopiero zaczynają zdawać sobie sprawę, że w naszej kulturze ,,facet to ma być facet, nie pizda", że ,,chłopaki nie płaczą", że słabość mężczyznom nie przystoi. Że męskość to siła i dominacja, pewność siebie, parcie naprzód i rozpychanie się łokciami. Widzą, jak tacy właśnie chłopcy zdobywają popularność wśród rówieśników, o sercach rówieśniczek nie wspominając. Widzą, jak lubiani są ci, którzy ich gnębią, jakim cieszą się powodzeniem. geje, z którymi rozmawiam, często mówią, że boli ich widok gnębicieli z lat szkolnych, mających dziś kochające rodziny, którymi chwalą się w social mediach.
I teraz wyobraźmy sobie takiego nastoletniego chłopca, który słyszy od feministek i lewicowców, że wystarczy nie być mizoginem, szanować kobiety, mieć zainteresowania, brać prysznic — wtedy znajdą znajomych, nie będą mieć problemów z nawiązywaniem relacji romantycznych czy seksualnych. A przy okazji, że jako mężczyźni nie powinni narzekać, bo są z definicji uprzywilejowani. Ich cierpienie jest nieistotne, bo istnieje kilkadziesiąt wykluczonych grup, którym bardziej należy się uwaga i troska. A oni dostają wpierdol po szkole i nie ma nikogo, komu mogliby o tym opowiedzieć i liczyć na wsparcie. Nie potrafią prosić o pomoc, bo uczy się ich, że facet powinien sobie radzić. A jak już proszą, narażają się na wyśmianie lub to, co w poprzedniej linijce.
W międzyczasie widzą, że przeciętny mizogin, agresywny samiec, przemocowiec, nie ma żadnych problemów z nawiązywaniem relacji koleżeńskich, romantycznych i seksualnych. Większość przemocy wobec kobiet ma miejsce w związkach. To nie tak, że kobiety jakoś szczególnie unikają agresywnych, seksistowskich kolesi. geje często zwalają winę na kobiety: same wybrały, to mają. A ja, z całym moim sceptycyzmem wobec konceptu wolnej woli, wiem, że kobiety owszem, czasem wybierają takich mężczyzn, ale ta wola bynajmniej nie jest wolna. Wychowują się w ten samej co oni kulturze, chłoną te same wzorce. To jest kultura, w której istnieje przyzwolenie na męską agresję, do pewnego stopnia jest ona wręcz mile widziana. Cechy z nią korelujące uchodzą za ,,męskie" i atrakcyjne, o wiele bardziej niż skrajny introwertyzm, niezaradność życiowa, nieporadność w kontaktach, kompleksy, wycofanie czy zaburzenia psychiczne. Tu przypomina mi się historia dziewczyny, bohaterki mojej pierwszej książki. W liceum poznała chłopaka, który się w niej zakochał i zaczął nękać. Nachodził ją po szkole, choć tego nie chciała. Gdy mówiła, że wieczorem będzie w domu, z rodzicami, podjeżdżał sprawdzić, czy aby nie kłamała. Od początku próbował kontrolować i ograniczać. Ale koleżanki mówiły: zależy mu, ale cię kocha! Zazdrościły. W końcu uznała, że mają rację, że on w ten sposób okazuje jej miłość. Skończyło się biciem, seryjnymi gwałtami, przemocą ekonomiczną. Jest nie tylko ofiarą przemocowego typa, ale też przemocowej kultury, która zarówno kobietom, jak i mężczyznom wmówiła, że męskość to przekraczanie granic, własnych i cudzych