>>337216
Fascynacji narkotykami, która już mi wygasła i nagle jawi się jako jeden wielki błąd i strata czasu, choć były i piękne, barwne chwile dzięki nim, to można było podobny poziom satysfakcji zbudować trzeźwo, czy semitrzeźwo na lżejszych dragach, trzymać się kodeiny, a nie płynąć w i.v., dożylnych podań najbardziej żałuję, choć z wyblakłą już nostalgią je wspominam, to jednak wstręt przeważa, brak szacunku dla swojego zdrowia i ciała. Cieszę się jedynie, że miałam możliwości ujścia seksualnym rządzom i zarobienia na tym dużo, przez co nie narobiłam sobie długów ani paragrafów, a było na grube ćpanie. Brzydzę się teraz myślą żeby przykasztanić w żyłę, czuję potężny dyskomfort pisząc to. Biję się kurwa w pierś i wywracam gałki do góry jak wspomnę z jakim chorym podnieceniem wbijałam igłę w pachwinę czy ręce. Tragedia. Dobrze, że nie zrujnowałam zdrowia na tyle żeby utrudniało mi to jakoś życie. Nie darowałabym sobie gdybym np. straciła nogę, dostała udaru, skończyła na wózku, a podawałam takie syfy na wyjebce "mogę mieć nawet gówno w żyłach", że to cud, że ja nie jestem brokułem czy innym kalafiorem. Wstyd mi teraz, że bezwstydnie chwaliłam się, że walę po kablach, niemal dumna, jarał mnie rozkład i niszczenie siebie, Bogu dzięki nie wyszło do końca. Kurwa, koniec elaboratu, wstyd mi w chuj, no.