Ja pierdolę Anony co się odjebało dzisiaj to ja nawet nie wiem. Byłem na weekend w Gorcach na południe od Krakowa. Zebraliśmy znajomych 6 osób. Spotkaliśmy się z rana w wyznaczonym miejscu. W sumie moja koleżanką Anka zorganizowała wszystko. NO ona to potrafi jest tzw. zwierzem towarzyskim. Nie ważne. W każdym bądź razie spotkaliśmy się wszyscy w Lubomierzu. Janek, Anka (duh), Żańcia, Mati, Kudłaty i Maan. Śmieszna sprawa z tym Maanem bo to jest podobno wnuk Wojciecha Manna. No kurwa byłem przekonany, że Man grubas hipis jebany nigdy nie zakisił ogóra a to, że może być dziadkiem to już wogóle kosmos. W każdym razie grupa zebrana punkt 10 i idziemy na Turbacz. Trochę zaspani byliśmy, ale spolica wiśniowa nas rozweseliła hehe. Po godzinie marszu i gadania o hehe gównie nagle usłyszeliśmy głośne
>aaaaaaa aaaaaaa
okazało się, że Żancia wpadła nagle w jakąś dziurę WTF!?
My przerażeni patrzymy w dziurę i widzimy Żancie jak leży w jakiejś kurwa jamie nieprzytomna. Maan na szczęście miał linę wspinaczkową. Na początku śmiechałem z tej liny przytroczonej do jego plecaka bo Gorce to nie Himalaje, ale dziękowaliśmy w duchu, że ją miał.
Zaproponowałem że zejdę na dół do jamy. Przywiązali linę do drzewa a ja zszedłem na dół. Żancia była półprzytomna, ale wyglądała na całą. Chuj wie czy sobie czegoś nie złamała.
I wtedy to zobaczyłem. W narożniku jaskini kuliła się inny człowiek. Wróć. Nie człowiek istota. Była pokryta szarymi łuskami i miała nieludzki kształt czaszki. Zawołałem tylko
>Proszę Pana, wszystko wporządku?
W tym momencie istota odwróciła się od ściany i spojrzała się na mnie czerwonymi oczami.
Literalnie zesrałem się.
Na szczęście zadzwoniła mama, że zrobiła pulpet. Siłą woli przeniosłem się do Krakowa i zjadłem z rodziną pulpety z puree maślano-czosnkowym.