Jakie to uczócie być ketośmieciem i będąc w sklepie zamiast maślanki stracciatella wziąć zwykłą? zamiast danone wziąć jogurt naturalny, zamiast cziperków wziąć wafle ryżowe, zamiast daktyli kupić awokado? Jakie to uczócie gdy zamiast benzyny wlewasz do silnika ropę naftową, tylko dlatego, bo ktoś ci powiedział, że samochód będzie na niej lepiej pracował?
Jakie to uczócie mieć zerowe libido, po zaledwie dwóch miesiącach, budzić się z flakiem i kłaść się z nim spać?
Jakie to uczócie gdy loszka z tobą zrywa, bo literalnie zasmradzasz cały dom siarczystymi pierdami, nawet gdy stara ci się zrobić dobrze i odchodzi do carbo chada?
Jakie to uczócie łyknąć żydowskie dziadki, o sporcie i dietetyce, które mają na celu sprzedaż mleka w proszku po kilkaset zł za kg, a finalnie rozjebanie gojom organizmów, żeby potem sprzedawać im leki?
Jakie to uczócie machać żelaznymi hantlami, bo pan arnold osiągnął dzięki temu sukces i chcesz być jak on, gdy tą samą energię można by spożytkować na miliard innych rzeczy?
Powiedz mi goju, chcę to usłyszeć z twoich ust. Chcę zobaczyć tą keto pianę sączącą się w kącikach ust i przekrwione z niedożywienia oczy połyskujące smalcem. Chcę usłyszeć pokrzykującego ketozjeba, który piskliwym głosikiem chce udowodnić całemu światu, że cukier to największe zło, a nasi przodkowie rzucali nawet czerwone mięso psom, a sami zjadali sadło, ścięgna i kopyta i dzięki temu przetrwaliśmy.