Mój kolega ma autyzm, jedno pierdolono schizofrenię, zaburzenia emocjonalne proszę puść to na antenie. Odpierdala czasem dziwne inby i boję się o niego nieraz, ale gość ma jedną pasję, która naprawdę go cieszy - pisanie. To z kolei cieszy mnie, bo widzę, że nie popadł zupełnie w jakieś stany depresyjne i ma coś, cokolwiek, z życia. To jedno jakoś trzyma go we względnym pionie i pozwala utrzymywać mu kontakt ze mną i wspólnym kolegą.
Problem w tym, że zauważyłem u niego wyraźne pogorszenie kondycji psychicznej i co za tym idzie skillsów - na początku czuć było, że ma pomysły i potencjał, tylko brakuje mu obycia z piórem żeby należycie przelać na papier swoje myśli. Tylko że im więcej pisze, tym gorsze są jego teksty, spadły z poziomu aspirującego entuzjasty do guwniaka z wczesnej podbazy. Wszystko to może w przedziale 2-3 lat, czyli niedługo, podczas gdy spadek jakości jest w kurwę ogromny. Za każdym razem gdy coś napisze, forsuje to na stronkę naszego wspólnego kolegi, który też stara się mu jakoś pomagać, doradzać i tak dalej, ale fali gimbo-śmieszków kręcących bekę z jego tekstów nie jest w stanie powstrzymać. Kończy się na tym, że ziomek z autyzmem w napadzie depresyjnym pisze dwa razy więcej i dwa razy bardziej na odwal się, żeby pokazać im, że nic nie zabije jego pasji, ale przy okazji nic nie skłoni go do popracowania nad swoim kunsztem.
No i tak w kółko, za każdym razem z gorszymi skutkami, bo te jego depresyjne epizody stają się coraz cięższe i coraz gorzej mu ze świadomością, że ludzie zalewają Sagą to, co dla niego jest jedyną odskocznią od szarej rzeczywistości i odurzania się ciężkimi lekami.
Raz napisał opowiadanie, gdzie antagonistą był Jamesy Linnisterchuk, żydowski wampir i do tego pedofil zakochany we własnej siostrze xD Po chłodnym przyjęciu dzieła i żartach o zżynaniu wszystkiego żywcem z już istniejących rzeczy, zniknął z domu bez słowa o świcie, musieliśmy z tym kumplem interweniować i szukać go po okolicy razem z jego bratem, ojcem i ciężarną bratową. Znalazł się o północy na drodze w środku lasu, szedł chuj wie skąd i chuj wie gdzie, chcąc złapać stopa, ale nigdy nikomu nie powiedział gdzie i po co.
Lekarz przepisał mu po tym incydencie jakieś większe dawki antydepresantów, ale typ w sumie wyjebane ma i na to, bo bierze te leki nieregularnie, bo mówi że mieszają mu w głowie i tylko się po nich gorzej czuje, często też pije, w sumie za każdym razem jak wrzuci jakiś tekst do sieci i śmieszki się zlecą żeby z niego pocisnąć bekon.
Anony, czy ktoś ma jakieś doświadczenie z osobami z autyzmem? Razem z kumplem próbowaliśmy mu pomagać, i to od kilku kurwa ładnych lat, ale wyraźnie nic z tego, jest tylko gorzej. Kumpel się cofa w rozwoju i nic do niego nie dociera, tylko pogrąża się głębiej w swoich problemach.
Próbowałem szukać czegoś w sieci na temat autyzmu i tego, jak wpływa na kreatywność, najlepiej stricte samoekspresję i sztukę, ale znalazłem tylko artykuły traktujące o guwniakach z autyzmem mających problemy z ręcznym pisaniem. Nic o samym procesie myślowym i kreatywnym ani tym, w jaki sposób przebiega ich samodoskonalenie się, czy jak można do takiej osoby dyplomatycznie trafić żeby mogła pojąć przyczyny pewnych rzeczy i nad nimi popracować.
W jaki sposób rozmawiać z taką osobą, jeśli traktowanie jej jako w pełni równej i inteligentnej jednostki, nie dając jej powodu do myślenia że jest piątym kołem u wozu albo zjebem nie przynosi jakichkolwiek rezultatów? Jak zachęcić go do wyciągania wniosków, do nauki i samodoskonalenia? Nie mówię tu już stricte o pisarstwie, które jest jego jedyną stałą formą kontaktu ze światem i zarazem powodem wielu jego napadów, tylko ogólnie, bo np. gość od prawie dekady upierdala prawko na dokładnie tym samym, raz po raz?
Co do prawka, to może nawet lepiej, że go nie ma, ale gość potrzebuje w życiu trochę pozytywów, jakichkolwiek. Ja i kumpel nie jesteśmy w stanie znaleźć już niczego, co by mu pomogło albo skłoniło do samorefleksji, dzięki czemu sam mógłby sobie jakoś pomóc, chociażby poprzez zaprzestanie plagiatowania i pisanie czegoś własnego, jak robił 3 lata temu?
Gdy mówimy mu, że powinien pomówić z lekarzem i powiedzieć mu, że mu źle, to TBW, bo boi się, że go zamkną w psychiatryku. Gdy mówimy mu że powinien przeczytać to, co napisze i to poprawić, inaczej śmieszki dalej będą z niego śmieszkować, to TBW. Gdy mówimy mu że powinien przestać chlać, bo wyraźnie zaburza to działanie jego leków, to TBW, bo hehe obok pisania tylko flaszka daje życiu smak. I tak w kółko, już nie wiemy, co robić żeby go zrozumieć i umieć mu pomóc. Inb4 pierdol dauna jak sam nie chce sobie pomóc, gdy ja miałem kryzys to on mi pomagał, nie mogę się na niego wypiąć.