>>309058
Teraz do jakichś prac też tylko mojego brata zaganiają, mnie nie, nie mam na to wpływu jak przypierdalają się starzy, a lubię mieć wpływ na takie rzeczy. Potrafili też tylko mnie o wszystko pytać kiedyś, a z brata robili jakąś świętą kurę co znosi srebrno-ołowiowe jaja, potrafili się przywalać do nas obu po równo, że literalnie tymi samymi słowami pytali nas o zrobienie czegoś jedno po drugim, nieważne czy byliśmy na miejscu nawet czy trzeba było wydrzeć japę. Teraz była taka sytuacja, że wylałam nieudane popscicles, do których kupiłam foremki żeby jak Randy w Chłopaki z Baraków robić lody, no więc wylałam całą breję jaka była, zajebałam zlew, nie było już miejsca na nic więcej, więc zaczęłam kminić co z tym wszystkim zrobić i stwierdziłam, że trzeba foremki dać do zmywarki, kiedy ona była pełna czystych naczyń do wypakowania, mama powiedziała żebym się tym zajęła, ja wyjątkowo odmówiłam zalewając sagą i TBW tak wartościowe zajęcia jak wyjmowanie naczyń ze zmywarki, nakładanie naczyń do zmywarki i mycie zlewu z resztek z jedzenia, które wjebałam na pełnym TBW do koryta zlewu w taki sposób, że wszystko w nim stoi zapchane i gnije. Wolę jak mam jakieś zadanie zlecone na wykonanie, nie że zaliczenie oddzielnych małych prac, spiętych w jeden folder, lubię właśnie jak wszystko co mam zrobić to jedno, nawet skomplikowane zadanie, np. codziennie przez tydzień zebrać wszystkie dojrzałe truskawki z grządek żeby zrobić dżem. Dżem jest tutaj zadaniem jakby. Żeby powstał muszę zrobić pewne rzeczy, wolniej lub szybciej, wygodniej lub mniej, dokładniej lub nie, mogę się starać żeby zrobić to porządnie albo zrobić to bez wysiłku i starań, w trybie TBW. Rzeczy na tzw. liście mogę zrobić albo dobrze albo nie zrobić wcale, nie ma w nich opcji stanu końcowego rezultatu, jest tylko opcja żeby to wykonać lub nie, a zadanie jest kozak, bo właśnie mogę się w nim popisać albo prześlizgnąć się, wszystko z rezultatów jest tak samo aprobowane przez rodziców, tzn. im więcej wkładu tym lepiej, ale też ogólny rezultat jest ważny, bo np. gówno z tego że upiekłam ciasto, chuj że tak się starałam skoro nawet nie wyrosło czy wyszło spierdolone. Rezultat ogólny niezależny od afektu działań, efekt końcowy, ostateczny wynik niebędący pod wpływem mocy Woli, a tylko pod wpływem precyzji ukierunkowania jej. Tj. nieważne jak bardzo chciałaś żeby wyszło, ale ważne jak realnie wykonałaś czynności, w jaki sposób i z jaką precyzją, ponieważ to odbije się na stanie rezultatu końcowego, nie twoja wola, chęć, zaangażowanie, tylko prawdziwe odbicie owych w stanie rezultatu, ten efekt to forma Woli jaką przybierze, nie jej moc, czaisz? Najlepiej jak mam do zrobienia coś kreatywnego. Współczuję bratu, że na niego z automatu spada absurd koszenia trawy, bo to ciężka praca, pchasz zajebiście ciężką kosiarkę tyle kilometrów w słońcu… Ja to bym w ogóle wolała mieć zapuszczony trawnik niż pierdolić się z tym całym kapitalistycznym koszeniem, z paliwem, jeszcze jebać się z podlewaniem i nawożeniem tej trawy to w ogóle czyni ten cały proceder zbędnym i zbyt męczącym jak na niską gratyfikację z rezultatu końcowego. No, w każdym razie zajebiście jest jak nic się ode mnie nie wymaga, kiedyś bankowo musiałam łazienki umyć raz w tygodniu, było zawsze wiadomo, że mam to zrobić, teraz nawet w to wyjebane. Zapiszę sobie tę datę i zobaczę ile jeszcze potrwa taki stan rzeczy, w ogóle chyba zacznę notatki robić z funkcjonowania starych i swojego. Dajesz mi zawsze do myślenia, trapiarzu.