Zastanawia mnie jak można znosić życie typu picrel. Jak można czekać nawet choćby jeden dzień żeby robić to co się 'liczy'?! Po co ludzie tkwią w nudzie, bylejakości, zastoju zamiast od razu wziąć się w garść i zacząć robić to co naprawdę chcą?
Ten obrazek sprawił, że zaczęłam się zastanawiać jak wielu ludzi nie żyje dla obecnej chwili, tylko żyje nadzieją na lepsze jutro, jednocześnie nic nie robiąc w celu osiągnięcia spełnienia teraz czy nawet właśnie jutro.
Sama żyłam w ten sposób w liceum, gdy miałam ciężką depresję - dosłownie wszystkie dni miałam po prostu znieść, przeżyć, przetrwać. Teraz jak już z czasem mi przeszedł ten nihilizm to stałam się po prostu dorosła - dalej mam świadomość że życie to absurdalny bezsensowny rollercoaster na LSD, ale już mnie to nie dołuje i nie wyobrażam sobie trwać w oczekiwaniu na ten właściwy moment dla którego rzeczywiście żyję. Żyję TERAZ, jeżeli TERAZ jest dla mnie nieznośne to nie poddaję się jak autor obrazka i nie czekam aż nadejdzie 'słoneczny' dzień tylko biorę dupę w troki i robię co mogę żeby TERAZ było dobrze, żeby TERAZ się liczyło, jednocześnie dbając o to żeby przyszłość ogólnie zapowiadała się dobrze.
Z drugiej strony wiele słyszałam też o terapeutycznym wpływie ćwiczeń nad odraczaniem przyjemności w czasie, przyjemność potem jest większa. Tego też nie rozumiem, bo kto normalny będzie sobie odmawiał Knoppersa, gdy jest głodny. Tzn. po co? Po co odraczać przyjemność, na którą mamy ochotę teraz i możemy ją teraz spełnić? Co za różnica czy zjem teraz czy za 30min? Tzn. jest różnica, bo szybciej zaspokoję głód jeśli zjem teraz i będę krócej cierpieć z głodu. Więc jaki zysk miałabym z "nauki" cierpliwości? Co to zmieni w moim życiu, jeśli rzeczywiście wypracuję sobie zdolność odraczania przyjemności? Będę się mniej niecierpliwić? Na ch*j mi to? Po co mam czekać nawet ten jeden dzień jak w obrazku OPa?
Wracając do meritum - po co ludzie tkwią w niezdecydowaniu, w nijakości, w pustym limbo, zamiast zacząć działać? Dlaczego? Z czego to wynika? Przecież bardziej opłaca się działać niż czekać na cud. Czy to dlatego, że ludzie trochę gloryfikują powstrzymywanie się od natychmiastowej przyjemności?
Dlaczego ludzie uświęcają wstrzymywanie się od przyjemności? Dlaczego myślą, że to ich uszlachetnia?
Jak wy żyjecie? Codziennie robicie to na co macie ochotę czy dużą część waszego życia wypełnia puste oczekiwanie na spełnienie aspiracji?