>>88091
Pasta pastą, ale z racji że jestem piwnym neofitą wtrącę swoje 3 grosze. :3
Nurt maksymalizowania goryczki faktycznie istnieje, ale piwesia kraftowe mają też wiele innych ciekawych gałęzi smakowych do odkrycia. Ja na przykład uwielbia jak piwo jest cytrusowe i takie soczyste, jak to się ładnie mówi - juicy. Lubię też jak piwo ma trochę ciałka, gęstości, i tutaj pojawiają się tak zwane milkshakei. Wiem, że w środowisku niektórzy szkalują takie style - że to niby nie piwo a sok, czy inne pierdolety - ale mnie to po prostu smakuje i chuj.
Tyskacza czy innego okocima też potrafię opierdolić, ale to jak lecę ekonomicznie i nie mam ochoty na jakieś niesamowite, piwne przygody, bo nie oszukujmy się, często jest to pewnego rodzaju kupowanie kota w worku. Czasem też po prostu człowiek ma ochotę na walnięcie sobie takiego szczocha. Ostatnio na przykład po otwarciu puchy miałem mocne feelsy, bo przypomniały mi się wakacje i opijanie starego z tyskaczy, gdy wieczorami siedziało się w przestronnym pokoju i lekko najebując oglądało dziwne filmy puszczane w tv, z przerwami na wyjście na taras i oddychanie nocnym, pachnącym lasem i łąkami powietrzem pod niebem pełnym gwiazd. Mimo wszystko zazwyczaj chodzimy z kumplem po lokalach z piwem rzemieślniczym i fajnie jest dla nas bo testujemy różne opcje i poza męskimi rozmowami o życiu i śmierci mamy te fajne przerywniki w postaci omówienia danego piwa, sprawdzenia czy jest zgodne z naszymi oczekiwaniami, pośmieszkowanie, że wali masłem, to zjebali, to dopieścili itp. :3
A co do innych alkoholi… wóda czysta jest zapierdol się jebany polaczku xD. Z tych, które miałem okazję pić, to tylko ostoya mi normalnie wchodzi, a tak to zawsze jest jakieś lekkie wykręcanie z powodu tego końcowego posmaku jak postawiono mi ostatnio lufę wyborowej za skręcenie papierosa, to prawie poszła mi nosem - nie wiem jak to zrobiłem, ale było blisko kompromitacji cwela xD. Musiałem wciągnąć niepostrzeżenie gila i chuj xD. Oczywiście taki stan rzeczy jest spowodowany tym, że zazwyczaj nie sięgamy ze znajomkami po wódki z wyższej półki i kupuje się popularną taniochę typu wyborowa, soplica itp. Kiedyś lubiłem finlandię, tak jak mój tate, ale parę lat temu ją spierdolili co ojciec oczywiście musiał skwitować rozległym wywodem w czasie grilla, kiedy to zazwyczaj raczy się tą substancją xD i poza wyjątkami w postaci grapefruita czy jakiejś tam limonki nawet nie warto dopłacać.
Tutaj z pomocą przychodzi soplica smakowa, w tym legendarna pigwa - tania, słodka, wchodzi i tylko czasem już boli bęben od tego ulepku, ale still better than napierdalanie czystej. Prawie każdy pijus jakiego znam ma szacunek do tego napitku.
Kocham natomiast tequilę, choć to droższa zabawa, ale pamiętam, że pędząc na samczą, spierdolino-domówkę do kumpli, zakupiłem w przyrobotnym carrefourze jakąś promocyjną 100% blue agave za może 50 ziko i było kurwa zajebiście - razem z moim głównym birbanckim bratem spiliśmy się jak meksykanie, a nuty cytrusowe cieszyły podniebienie. Jebać natomiast srebrną sierrę, która nie dość tego, że liczy sobie za pierdolony plastikowy kapelutek dla manletów, to jeszcze nie jest w 100% z błękitnej agawy. xD
Rum też jest supi - o tak. Nie mam tutaj jakiegoś ogromnego rozeznania, i osoba która siedzi w temacie i tak zarabia na życie mówiła mi, że to co ja uznawałem za ciekawą propozycję to dopiero początek drogi, ale polecam wam serdecznie Bacardi Carta Blanka. Plebs pije Superiora, a mądry człowiek dopłaci te parę złoty i cieszy się smaczkiem cytrusów i wanilii - bardzo szanuję lokale, które zamiast standardowego nietoperza leją carta blankę, bo to świadczy o tym, że niewiele większym kosztem alkoholu chcą zapewnić swoim klientom wyższą jakość. Zarobek na tym marny, bo cena jednostkowa praktycznie nie modyfikuje ceny drina, a jednak różnica w smaku jest. Taką czystą kartkę potrafię sobie nalać na lód i cieszyć się nią w spokoju wstającego poranka po całej nocy spędzonej na piciu, graniu w gry i gadaniu. :3
>tl;dr jebać czystą wódę - tequila i rum lepsze p.s. wkładam se piwa do dupy i lubię to