Ja po norweskich krzakach łaziłem takie 2 do 5 dni wycieczki, cały rok, zimą też, spanie gdzie popadnie, nawet na zamarźnietym jeziorze. Doszedłem do takich wniosków (i sprzętu):
Targać jak najmniej. Jak targasz dużo, to jesteś zjebany i nie chce ci się wspinać na jakieś fajne skały, chodzić na przełaj na azymut, tylko człapiesz jak muł po szlaku. Plecak 35 litrów z dobrą uprzężą (albo i 25) i chuj, jak się nie mieści to nie potrzebne. Dobre buty i ciuchy (Gore-Tex albo ekwiwalent) z jakimiś opcjami termoregulacji. Niestety nie są ognioodporne, ale drelichy biorą wilgoć i wolno schną. Jebać namiot - ciężki klamot. Bivy bag, hamak + plandeka, albo i sama plandeka. Buty na noc do środka, gdzieś w nogach, ale koniecznie zdjąć. Karimata ridgerest solar - nic nie przebije tego stosunku waga/izolacja. Poza tym nie ważne czy ma dziury, a dmuchańce zawsze cięższe i wrażliwe. W sezonie ciepłym siatka na głowę taką od komarów i rękawiczki - potrafią tych małych kurwiów być takie hordy, że żadne odstraszacze nie pomogą. Z mrówkami też nie wygrasz, ich zawsze jest więcej. Nie prowokuj, a jak się przypierdolą, to trudno, trzeba się przenieść. Do spania ciepłe skarpety. Przyzwoity baselayer - wełna delikatna najlepiej. Jebać wielkie noże, piłki, siekierki - drewno na ognisko równie dobrze można połamać. Jeżeli po drodze będziesz mieć jakiekolwiek źródła wody nie skażone chemicznie, to zajebistym rozwiązaniem jest lifestraw - taka rurka-filtr, odfiltrowuje wszystkie mikroorganizmy i chuj, można nabierać wodę z byle strumyka czy jeziorka. Odpada targanie płynów, (z wyjątkiem rozrywkowych). Można tę wodę sobie zasmaczyć jakąś zaprawą cytrynową, smak przez rurę przechodzi. Poza tym mikro kuchenka się jednak przydaje, taki mały palniczek nakręcany na nabój z gazem. Plus mały garnuszek. Rano przed wygrzebaniem się że śpiwora ciepłą kawkę miło (z mlekiem z proszku). Żarcie również waga/pozywność. Słonecznik łuskany, pestki dyni łuskane, orzechy. Chałwa. Na kolację ciepłą to co się szybko da zagotować - soczewica błyskawiczna + kuskus + kostka rosołowa+ trochę oleju i koncentratu pomidorowego. Łyżkę warto mieć, do mieszania i jedzenia na raz. W sezonie urozmaicać tym, co akurat jest - jak spodziewasz się grzybów, to weź więcej oleju i soli. Szczawik zajęczy, borówki też robią robotę. Jak są jagody, maliny itp słodkie, to dla urozmaicenia z tym mlekiem w proszku można coś sobie ukręcić. Garnuszek mały. Większość turystycznych jest z aluminium - nie polecam - można w nich gotować tylko wodę, sole glinu są toksyczne. Lepiej jednak tu dołożyć trochę gram i miedź lub stal. Latarek wielkich też nie warto - jakaś oszczędna dla baterii czołówka i tyle. Natomiast dodatkowy prąd do telefonu warto - power bank, najlepiej 2, z czego jeden z jakimś ogniwem foto, i nie rozładowywać go do końca. Tyle na razie.