kurde był moment że właściwie rzuciłam nikotynę (papierosy to już dawno), a marihuanen było tak jedynie do inspiracji (taaa, potem nietakt czy celowe jebnięcie z impetem w odpowiedni klawisz i tracę swoje gówno) i mam ochotę się niszczyć ponownie w jakiejkolwiek formie - tu nikotyna wypełniała braki dopaminy i obecność demona śmierci w tej mega toxic relacji i dawała jakieś uspokojenie (CIA podczas tortur radzi dużo palić,? i wyrażać swój ból mimo wszystko, dźwiękiem, słowem etc) jakoś podświadomie to robię w momencie grozy i tak, od zawsze
teraz doszło tutaj jakieś przeładowanie nakręcenia na roochanie, ciężkie do ugaszenia, przez które jeszcze dodatkowo zwiększyłam ilość przyjmowanej nikotyny, wiadooooooomooo tu freud by zaraz powiedział że mi brak kciu- siusiaka w japie i to objawia się zapełnianiem jej, w efekcie odbicia, czymkolwiek innym co wydaje się mieścić w moim postrzeganiu mojego superego, może nawet i ego, oj, albo i samego id nawet najbardziej - patrzysz na dzisiejszych facetów i nie wierzysz jakie masz, wróć, nie masz żadnego wyboru, który nie byłby błędem ewolucji i absurdalnym wyborem dla osoby w moim położeniu