Teraz do mnie dotarło…
https://youtube.com/shorts/o1BQJm_EPrw?feature=share
>ludzie nie jeżdżą samochodami
>a jeżeli to absolutnie jak najmniej
>więc siłą rzeczy w mieście co sto jardów jest minirolnik hydroponiczny który ma wieże hydro.. z roślinami każdego gatunku jakie rynek-"minikomuna" wymaga
>w idealnym świecie może nawet taki ogród szklarnia jest wspólnotowa jak sprzątanie klatki w bloku - każdy zajmuje się frakcyjnie, kto chce to kultywuje hobbystycznie ciekawe gatunki
>pod szklarnią jest staw hodowlany z rybami karmiący się na produktach i odpadkach z szklarni
>a więc wzamian za pracę ludzie mają mięso ryb, rośliny, MAKI MARIHUENEN ZIOŁA
kiedyś ludzie wszędzie chodzili, na naprawdę dalekie podróże - koń, a i on się męczył
Podglądajcie jak wyglądała ulica w typowym mieście około 1900… Wszystko w zasięgu nóg, najdalej zasięgu kilkudziesięciu minut koniem, bo jak inaczej żyć? To jest w sumie piękne. Tracenie czasu na dojeżdżanie do centrum jest w sumie bez sensu. Zamiast skupiać wszystkie budynki i uniwersalizowac rozłożenie infrastruktury, tak że właściwie 85% przyjeżdża na czas Słońca w ten punkt, a i tak nie dokładnie, to dupix. Trzebaby rozbić potrzebną do przeżycia infrastrukturę na malutkie centra z zasięgiem pół doby pieszo. "Gońce" mają ofc dostęp do aut - młodzi silni mężczyzni - oni lubią jeździć, niech się wybawią bzium bziumem, przy okazji robią np. za takich jakby moralnych ochraniaczy pilnujących czy wszystko jest okej w porządku, wiedzą trochę o wszystkim potrzebym do oporządzenia "mini-komorki-komuny" - są do tego specjalnie szkoleni od dziecka i jest to prestiżowe albo są to największe CHADy genetyczne - przy okazji poznają loszki i zapładniają uber genami i ulepszają tym i uszczęśliwiają społeczeństwo, gdy idą na "emeryturę" to zostają takimi jakby Rabinami, którzy służą wszystkim radą, chodzą od domu do domu z dobrym słowem, uśmiechem, ale głównie żeby naprawiać różne usterki grubsze których Pan domu sam nie może, jeśli jest jakaś smutna jednostka z depresją czy inną chorobą to dbają by inni odpowiedzialni zajęli się nią, skupili na niej… To takie luźne pomysły.
Kobiety oczywiście zajmują się wychowaniem od zapłodnienia, a nawet (!!!) wyboru Partnera Bety i Partnera Alphy (bądź zmieszane), aż do 25, albo nawet i śmierci, bo nauka życia ze sobą we wspólnocie trwa całe życie - są takimi doradcami, wyroczniami, coachami, pomagierkami psychologicznymi i lifestyle'owymi - wszystko żeby wycisnąć z życia każdego nawet najdrobniejszą kropelkę szczęścia. Ale oczywiście to wszystko zależy. Płeć o niczym na sto procent nie przesądza, można rotować w funkcjach, szukać się, brać wolne dowolnie, bo hydroponika daje tak naprawdę nieskończoność żywności przy jednorazowym wkładzie i inwestycji, więc można żyć i żreć aż się poczuje zew natury by tworzyć działać pomagać - nic na siłę, nic z przymusu nic z głodu - po prostu z potrzeby podtrzymania harmonii, no i może trochę z głodu/potrzeb też, no bo kto nie pracuje ten nie je, co nie.
Co myślicie? Dalsze pomysły?