>>333224
Widzisz, jest jeszcze problem, co po samej rewolucji antytechnologicznej, tutaj anprim Tedzia jest bardzo podobny do zakończenia Tracer Tonga w Deus Ex jedynce, nie wiem czy grałeś. Eliminacja technologii w praktyce oznaczałaby dosłownie Pol Potowską eksterminację absolutnie wszystkich intelektualistów i inżynierów, jeśli technologia nie miałaby się odrodzić w takim kształcie, w jakim istnieje dziś. Według mnie, anprim to jest po prostu pętla i na pewno działa na poziomie jednostki sam np. żyję minimalistycznie, bez żadnych kredytów, z jak najmniejszymi wydatkami i unikam konsumpcyjnego kierata (a więc i wageslavingu) jak tylko mogę, ale z poziomu systemowego należy mieć system by znaleźć rozwiązanie dla całości ludzkości- co samo w sobie przeczy idei anarchoprymitywizmu jako takiego.
Jest Ghost in The Shell, tam Motoko ma taki piękny cytat: "When humans realize that the technology is within reach they reach for it, like it's damn near instinctive". Według mnie świetnie tutaj podsumowuje sprawę. W zasadzie cała historia ludzkości to wymyślanie i stosowanie coraz bardziej kompleksowej technologii i form organizacyjnych bez większego myślenia o nich. W korpo mówimy na to "continuous improvement"- jeśli możemy zrobić coś taniej, szybciej, mniejszym wysiłkiem, to to robimy- często nawet się nie zastanawiając. Inna sprawa, że dla mnie twierdzenie, że człowiek może istnieć poza społecznością ludzi jest absolutnie niedorzeczne- debatowałem nad tym kiedyś właśnie w kontekście Kaczynskiego. Nawet jeśli całkowicie wycofał się ze społeczeństwa i żył w chatce, nadal po pierwsze został przez nie ukształtowany, a po drugie nadal uczestniczył w jego życiu, prowadząc swoją małą rewolucję. Gość po prostu uciekał przed tym, czym był.
Dla mnie dużo bardziej wartościowymi są klasyczni taoiści i ich konflikt z konfucjanistami. Tam oś była właśnie taka, że ci drudzy uważali, że człowiek istnieje tylko w społeczeństwie które go kształtuje, natomiast ci pierwsi, że człowiek istnieje bezpośrednio w świecie, a społeczeństwo tylko zaciemnia i wypacza jego istnienie. Brzmi znajomo? IV wiek przed naszą erą! xD No więc Laozi uważał, że żeby się pozbyć "społeczeństwa" z głowy, należy wyzbyć się ludzkiej siatki pojęciowej, konceptualności jako takiej- ponieważ np. wyróżnianie dobra powoduje istnienie zła, wyróżnianie światła powoduje powstanie ciemności i tak dalej. Jedyna droga, to wywalić to wszystko z głowy i stać się właśnie takim pustym "byciem".
Jego następca Zhuangzi mówi jednak wprost, że tego się po prostu nie da zrobić permanentnie, właśnie z powodu bycia permanentnie skażonym kulturą już od momentu narodzin- nasza tabula rasa jest od urodzenia poplamiona tym, co w nas wtłaczają inni ludzie. Mówi jednak, że można się na poziomie indywidualnym zbliżyć do tego czystego dasein poprzez różne praktyki- np. gdy skupiasz się mocno na jakiejś manualnej czynności typu obieranie kartofli czy rąbanie drewna, Twój umysł jest pusty. To jest jednak tylko chwilowe. Według Zhuangziego właśnie tylko tak jesteś w stanie się "wyzwolić" (to nie to samo wyzwolenie co w buddyzmie!), a próba robienia jakichś ogromnych rewolucji i ruchów społecznych tylko bardziej Cię wpycha w objęcia kultury i społeczeństwa przed którym uciekasz. Imo dokładnie tak stało się właśnie z Tedem- nie osiągnął niczego i szukał czegoś innego niż to, o czym pisał.