Czasami mam takie dni że czuję względny spokój. Dodatkowo mam nie tylko motywację ale i chęć robienia czegoś produktywnego więc się nie zmuszam. Wtedy moja siła woli jakoś się zwiększa. Jednak gdy tylko z przyzwyczajenia lub przez chybione kliknięcie wchodzę na social media moich waifu i widzę że się prowadzają z jakimiś samcami mam ochotę mordować. Mam ochotę robić krzywdę ludziom tylko dlatego że są szczęśliwi. Bo mi nigdy nie dali szczęścia, miłości, przyjaźni. Ja przez całe życie kroczę drogą samotnego wojownika. Bezustannie trenuję silną wolę. Kiedy ja wypijam napój proteinowy, wpierdalam kurczaka i robię pompki,inni spędzają czas z kolegami. Ja szukam w necie dobrego białka dla siebie (tym razem kupiłem ISO whey zero. Sądzę, że to dobry wybór), inni wybierają danie z menu w restauracji wspólnie z przyjaciółmi. Podczas gdy ja włączam kolejne workout motivation na youtubie , albo po raz kolejny włączam Gonna Fly Now, zeby żeby się napompować energią i zrobić jeszcze jedno powtórzenie, osiągając upadek mięśniowy, moja waifu robi plany na wieczór. Ja robię brzuszki przed kompem, na kocyku, zlany potem, wkurwiony na cały świat, a moja waifu skacze po kutasie swojego boyfrienda.
Kiedy się budzę, czuję gniew, bo wiem, że to kolejny dzień w którym muszę walczyć o przetrwanie. Właściwie to nie chcę się budzić, bo przecież pobudka oznacza kolejne kilkanaście godzin zmagań w tym zjebanym świecie.
W nocy odwlekam moment zaśnięcia, ponieważ widząc mrok za oknem, mam złudne wrażenie że jutro wciąż nie nadeszło. Z drugiej strony jednak mam świadomość upływającego czasu i tego, że zamiast zdrowo spać, regenerować organizm, to siedzę do późna, żeby mieć poczucie, że czas mija nieco wolniej niż gdy zasnę, bo sen trwa dla mnie tyle co pompka z klaśnięciem.
Tymczasem moja waifu budzi się pełna chęci do życia bo ma swojego chłopaka i fajne plany do realizacji. Ktoś inny budzi się zadowolony, bo wie że dzisiaj będzie miał spotkanie z kolegą , kupi coś ładnego lub pójdzie na podryw do klubu zaruchać szmaciury po kiblach czy w aucie.
A ja jestem wiecznie sfrustrowany, wiecznie smutny, pragnę ciepła, którego nigdy nie zaznam. Dla mnie jest tylko gniew, melancholia i nieustanna walka z samym sobą. Dla mnie jest wkurwienie i są pompki. Dla mnie jest tylko samotność i żal.
Samotność towarzyszy mi przez całe moje życie. Była ze mną w szkole, jest ze mną w pracy,w barach, w sklepach, na deptakach, wszędzie. Nie ma od niej ucieczki.
Mimo tego faktu nadal jeszcze potrafię być czuły. Mając dość samotności chciałbym wpełznąć w coś miękkiego, ciepłego, wilgotnego, co nazwać kobiecym byłoby określeniem niewystarczającym. Chociaż już wiem, ze poczucia izolacji nie zdołam przekroczyć z nigdy, z nikim to wciąż tracę mnóstwo sił, szukając schronienia.
Postanowiłem że skoro i tak nie zaznam szczęścia, to przynajmniej zrobię coś aby zaznać satysfakcji. Przekuję moje negatywne emocje w broń. W moje następne urodziny zapiszę się na trening walki. Do tego czasu zrzucę niepotrzebny tłuszcz, zbuduję trochę więcej masy mięśniowej, wyleczę kontuzję. Będę trenował zawzięcie, systematycznie i efektywnie. Podczas kiedy mój partner w treningu będzie myślał o jebaniu swojej sandry, ja będę wlewał całą duszę w następny ruch. Opanuję do perfekcji, to co tylko będę w stanie. Będę się też uczył strzelać, stosowac rozmaite taktyki bitewne na polu walki, a u kresu życia, czyli tak mniej więcej w wieku 40 lat, zatrudnię się jako najmenik, pojade w świat i zginę od randomowej kuli jakiegoś dziada borowego ukrywającego się w lesie przed wyrokiem.