Matactwa policji z szefem wrocławskiego CBŚ w tle - kulisy sprawy Komendy
Sprawa, za którą został skazany Tomasz Komenda, ma drugie dno. Policja w niej mataczyła – mówi WP Ewa Szymecka. Prawniczka rodziców zabitej Małgosi dodaje, że przed laty były wątpliwości co do alibi miejscowego policjanta, obecnego szefa wrocławskiego CBŚ, który został prawdopodobnie poddany badaniom DNA. Ich wynik miał go wykluczyć.
Z Ewą Szymecką, która jak nikt inny zna szczegóły sprawy, zakończonej niesłusznym skazaniem Tomasza Komendy, spotykam się w „Klubie adwokata” w centrum Wrocławia. Prawniczka przypomina, że w pierwszym etapie śledztwa była postawiona teza o trzech sprawcach, na których wskazywały trzy różne DNA. Przeprowadzone wtedy badania wskazały na Komendę, a wykluczyły Ireneusza M., odsiadującego wyrok gwałciciela, któremu postawiono też zarzut zabójstwa 15-letniej Małgosi.
Wątpliwości co do alibi policjanta
Cień podejrzenia na Banasiaka rzuciła notatka służbowej sporządzona w styczniu 1997 roku, która trafił do akt sprawy. Wynika z niej, że Banasiak 10 dni po zdarzeniu, grając z kolegami w siatkówkę w Miłoszycach, miał powiedzieć, że ma informacje z pierwszej ręki na temat śledztwa. ”Zostali zatrzymani dwaj sprawcy zgwałcenia Małgorzaty Kwiatkowskiej i nie należy się interesować sprawą” - relacjonowała anonimowa informatorka, która zaznaczyła, że Banasiak miał widoczne skaleczenia na twarzy.
Pytany o to wówczas przez prokuraturę nie wykluczył, iż takie słowa padły. „Powiedziałem tak, bo byłem zmęczony ciągłymi pytaniami. Nie było moim zamiarem wyciszanie tej sprawy” – wyjaśniał.
Podczas przesłuchania padło też pytanie o widoczne u Banasiaka skaleczenia na rękach. Policjant tłumaczył, że w nocy z 9 na 10 stycznia podczas służby wdał się w „szarpaninę” z dwoma żołnierzami, których chciał zatrzymać za kradzież piwa.
Szymecka: - Prokuratura powinna wyjaśnić tę sprawę. Prosiłam o notatkę z interwencji, ale nikt nie chciał jej ujawnić.
Banasiak zeznał też, że w Sylwestra nie było go w Miłoszycach, bo spędził go na balu w Kędzierzynie-Koźlu. Potwierdzili to jego znajomi, co prokurator uznał za wystarczające alibi, by nie zlecać badań DNA. Istotnym dowodem były zdjęcia z zabawy, na których widać Banasiaka.
Jolanta Krysowata, ówczesna dziennikarka Polskiego Radia, która zajmowała się sprawą zabójstwa w Miłoszycach, podważała ten dowód, twierdząc, że policjant pokazywał zdjęcia z innych lat, bo wystrój sali sie zmienił.
W opinii Ewy Szymeckiej alibi policjanta ”to była wersja pisana palcem po wodzie”, co wykazała dziennikarka.
Ochroniarz zastraszony przez policjantów
Negatywnie na rolę policji w sprawie wpłynęła sprawa Norberta B., który był ochroniarzem w klubie „Alcatraz”. Feralnej nocy był tam do samego końca. W śledztwie przed laty zeznawał jako świadek.
Maj 1997 roku, przystanek autobusowy w Miłoszycach. Ochroniarza, który samochodem odwoził do innej miejscowości koleżankę, zaczepia dwóch mężczyzn. Ochroniarzowi wydaje się, że jednego z nich widział na dyskotece. Próbują go siłą wyciągnąć z auta. Do dziewczyny rzucają, że jak pojadą na dyskotekę, to się z nią zabawią. Grożą też, by nic nie mówić na ich temat. Wezwani na miejsce policjanci wypuszczają mężczyzn, a ochroniarza biorą na komisariat i zwalniają późno w nocy. W jego domu dzwoni telefon. Nieznany głos rzuca do słuchawki: „B., nie żyjesz”.
- B. złożył zawiadomienie, ale postępowanie zostało umorzone, bo okazało się, że to byli dwaj policjanci z Komendy Wojewódzkiej we Wrocławiu, którzy wykonywali w Miłoszycach czynności operacyjne. B. czuł się zastraszony, nabrał dystansu do policji. Dziewczyna, która z nim jechała usłyszała „zdechniesz jak ta kurwa".