Wiele jest opowieści o anarchistach, którzy sprzeciwili się systemowi, znaleźli grupę akceptującą ich i ich poglądy i stali się szczęśliwi. Wiele jest opowieści o zdolnych, ale niedocenionych, którzy po latach znoju trafaiają do panteonu sław. Nie ma natomiast żadnej opowieści o kimś nauczonym żyć tak. by nie przeszkadzać innym, kto finalnie spotkał ludzi którzy go docenili, przez co poczuł się spełniony. Wynika to z faktu, że tego typu postacie to postacie poboczne, trzecioplanowe, o których nikt nie pamięta, które każdy ma w dupie. Nie czeka nas chwała za to kim jesteśmy. Nikt nie poda pomocnej dłoni, byśmy mogli wyjść z gówna w którym się znajdujemy, nikt nie doceni naszego podejścia do życia, bo z jednej strony nie walczymy o swoje, przez co nie mamy szacunku, a z drugiej nie jesteśmy tak miłosierni, by rozlewać zupę dla bezdomnych. Jesteśmy szarą masą świata, nie stworzoną nawet po to by go napędzać, ale by zgnić w jego kątach nie obchodząc nikogo. Uwolnienie z marazmu leży wyłącznie w naszych rękach. Pomocy szukać znikąd. Jesteśmy sami.