Mnie dołuje to, że mam pierdyliard instrumentów, które kupiłem za ciężko zarobione szekle by się na nich ćwiczyć (marzyłem o tym od zawsze, ale za guwniaka nie miałem nawet regularnego kieszonkowego, rodzice mnie nie wysyłali do muzycznej bo już miałem problemy z tą normalną, poza tym marnowałem czas na gierki), a tymczasem wracam z pracy, jem, sprzątam, poczytam RSSy i param na wyro. I tak co dzień. Weekendy mi mijają na zmulaniu i zakupach.
Wygrać w totka i żyć skromnie bez pracy, rozwijać się duchowo…