Zostają tylko agenci
Czy już wtedy w skład jego grupy weszli agenci ABW pod przykryciem, którzy wcześniej chodzili na wykłady? Ta część operacji przeciwko terroryście jest objęta ścisłą tajemnicą. Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że odczyty Kwietnia na temat wybuchów były monitorowane i w ich trakcie ABW rozpoczęła przedsięwzięcie operacyjne o niewyszukanym kryptonimie "Doktor". Poważniej agenci zajęli się sprawą jesienią 2011 r., gdy Brunon ze swoimi "wykładami gratis" przyjechał do Torunia. Tam wychwalał amerykańskiego terrorystę Timothy'ego Mc-Veigha, który w 1995 r. wysadził budynek rządu federalnego w Oklahoma City, zabijając 168 osób. McVeigh - były żołnierz odznaczony podczas wojny w Zatoce - był przeciwnikiem władz amerykańskich, które krytykował za plany ograniczenia dostępu do broni palnej. Należał do paramilitarnych oddziałów rasistowskiej "milicji Michigan".
Oklahoma City uzmysłowiło światu, że terrorysta może zrobić bombę z produktów chemii gospodarczej, które są dostępne w sklepach, składach rolnych i budowlanych. McVeigh użył 2,3 tony saletry amonowej oraz kilkuset litrów łatwo dostępnego rozpuszczalnika, składnika paliwa modelarskiego i lotniczego. Do zdetonowania nawozu z rozpuszczalnikiem użył materiału wybuchowego tovex, który niegdyś w górnictwie zastąpił dynamit. Podobny plan, z użyciem tych samych środków, miał Brunon Kwiecień.
Jak wynika z aktu oskarżenia, po toruńskim występie naukowiec został wezwany na rozmowę do ABW, gdzie "pouczono go o niebezpieczeństwie płynącym z przekazywania wiedzy specjalistycznej na temat materiałów wybuchowych, ich wykorzystywania i praktycznego zastosowania". Po tej rozmowie napisał - pod nazwiskiem! - na forum o2.pl: "Jeszcze rok temu prowadziłem wykłady dla studentów z różnych krakowskich uczelni z materiałów wybuchowych i inżynierii saperskiej. Niestety, Rudy Bandyta zakazał mi tego ustawą prawną jakieś 6 miesięcy temu i teraz grozi mi za to aż 5 lat! Nawet za komuny czegoś POdobnego nie było".
Ostrzeżenie z ABW sprawiło, że "Doktor" zaprzestał wykładów, jednak kontynuował przygotowania do zamachu. Tyle tylko że po odejściu studentów zostali przy nim jedynie agenci ABW, którzy chodzili na jego zajęcia, udając zainteresowanie. Jedno ze źródeł znających materiały śledztwa podaje, że przez jakiś czas w grupie Brunona był jeszcze inżynier Maciej M., pracownik naukowy Politechniki Gliwickiej, narodowiec bywający na zlotach organizacji prawicowych. Po jednym z wykładów, które Kwiecień miał na Śląsku, inżynier sam zgłosił się do ABW, informując o niebezpiecznym osobniku. Poproszono go, by kontynuował znajomość z Kwietniem i zdobył jego zaufanie. Teraz jego zeznania są jednym z dowodów oskarżenia, ale on sam podobnie jak studenci nie chce rozmawiać o sprawie. Na jednej ze śląskich uczelni, gdzie pracuje, przełożeni wiedzą, że "miał coś wspólnego" ze sprawą terrorysty, ale - jak mówi jeden z pracowników - "pomagał władzom".
Na nazistowskiej stronie "Blood & Honor" piszą teraz o Macieju M., że jest "zdrajcą i pracownikiem MSW".
Już po zatrzymaniu Brunon wskazał inżyniera jako osobę, która inspirowała go do zamachu.
Zamach na Olejnik albo pomnik
Mniej więcej od początku 2012 r. zaczyna się nowa faza operacji "Doktor". Brunon jest jedynym rzeczywistym członkiem założonej przez siebie konspiracji. Reszta to agenci i tajni współpracownicy. W ścisłym gronie "organizacji" było ich co najmniej trzech.
Informacje o sieci zarzuconej na Brunona znajdują się w tajnych tomach akt ze śledztwa, które jednak stanowią zaledwie jedną dziesiątą wszystkich materiałów. Reszta jest teoretycznie jawna, ale sąd, przed którym odpowiada teraz Brunon, zabronił dostępu dziennikarzom. Przynajmniej do wyroku.
Nie wiadomo zatem, jaka była skala inwigilacji naukowca. Na pewno podsłuchiwano jego telefony komórkowe i śledzono korespondencję mailową. Ale już z obserwacją bezpośrednią agenci wstrzymywali się w obawie przed dekonspiracją. Brunon był bardzo podejrzliwy, często zmieniał numery komórek, od członków grupy domagał się, by na spotkania przychodzili bez telefonów. Swój też zostawiał w domu. Fałszywi konspiratorzy, którzy opanowali grupę, skupili się zatem na testowaniu "Doktora". - Po prostu sprawdzaliśmy, co jeszcze może mu strzelić do głowy - ujawnia jeden z oficerów ABW.
Agenci podsunęli Brunonowi trzy pomysły: przeprowadzenie zamachów na prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz lub dziennikarkę Monikę Olejnik oraz wysadzenie pomnika martyrologii Żydów w Białymstoku. Wszystkie zaakceptował, ale ponieważ był to element prowadzonej z nim "gry operacyjnej", postawione mu zarzuty tego nie obejmują. Jest oskarżony tylko o próbę zamachu na Sejm, co było jego "autorskim pomysłem" (według ABW) lub też "wrzutką" inżyniera M. (jak twierdził Kwiecień).