[ / / / / / / / / / / / / / ] [ dir / cafechan / htg / leftpol / mde / nnc / tingles / vg / vichan ]

/vichan/ - Śmieszne obrazki

E-mail
Komentarz *
Plik
Hasło (Randomized for file and post deletion; you may also set your own.)
* = pole wymagane[▶ Pokaż opcje posta oraz limity]
Confused? See the FAQ.
Osadź
(zamiast plików)
Oekaki
Pokaż aplet oekaki
(zamiast plików)
Opcje

Zezwolone typy plików:jpg, jpeg, gif, png, webm, mp4, swf, pdf
Maksymalny rozmiar pliku to 16 MB.
Maksymalne wymiary obrazka to 15000 x 15000.
Możesz wysłać 5 obrazków na post.


top kek

YouTube embed. Click thumbnail to play.

 No.38279

Terror po polsku. Brunon Kwiecień - kryptonim "Doktor"

Agenci podsunęli Brunonowi Kwietniowi trzy koncepcje zamachów: na Hannę Gronkiewicz-Waltz, na dziennikarkę Monikę Olejnik i na pomnik martyrologii Żydów. Wszystkie zaakceptował.

Pętla tajnych służb zaczęła się zaciskać wokół doktora chemii Brunona Kwietnia w roku 2012. Funkcjonariusze ABW przeniknęli w szeregi jego konspiracji tak głęboko, że stali się jedynymi jej uczestnikami. Pomagali mu przygotować plan wysadzenia w powietrze Sejmu, ale też podsuwali inne pomysły. W sprawie o kryptonimie "Doktor" wielokrotnie zacierały się różnice pomiędzy tym, co chciał zrobić niedoszły terrorysta, a tym, do czego zainspirowali go agenci. W cyklu "Gazety" przedstawiamy historię największego spisku przeciwko państwu polskiemu, którego likwidacją chwalą się dziś służby. A może tylko historię prowokacji.

Terroryzm polityczny jest w najnowszej historii Polski marginesem. Po 1989 roku najpoważniejszym przypadkiem była sprawa Sylwestra A., który w 1996 r. podkładał w Krakowie ładunki trotylu bez zapalników. Jego motywacje były częściowo finansowe (żądał pół miliona marek niemieckich), a częściowo ideologiczne (większość ładunków podłożył w kościołach, a jego listy do władz pełne były nawiązań do antyklerykalnych tekstów tygodnika "Nie"). Antyreligijnymi motywami kierował się też Ryszard M. ps. "Mohan" z sekty Himawanti, który - również w 1996 r. - groził, że w okresie szczytu pielgrzymkowego dokona zamachu na Jasnej Górze. Poprzestał na groźbach, ale i tak został skazany na półtora roku więzienia. W 2006 r. w Warszawie objawił się - do dziś niewykryty - terrorysta nazwany przez media "Gejobomberem". W kilkunastu miejscach podłożył atrapy bomb, czym sparaliżował miasto. Z jego listu wynikało, że chce w ten sposób przeciwstawić się dyskryminacji gejów w Polsce.

Najpoważniejszy dotąd akt terroryzmu politycznego zdarzył się jesienią 2010 r. w Łodzi. 62-letni Ryszard Cyba, taksówkarz z Częstochowy, napadł na biuro PiS. Zastrzelił jego szefa Marka Rosiaka i ciężko ranił jednego z pracowników. Zatrzymany krzyczał, że chciał "zabić Kaczyńskiego".

Sylwestra A., "Mohana", "Gejobombera" i Cybę łączy jedno - byli amatorami. Fachowcy od krwawej roboty na szczęście jeszcze się u nas nie pojawili. Mimo że Polska jest ważnym uczestnikiem koalicji antyterrorystycznej, nie było aktów przemocy ze strony grup powiązanych z Al-Kaidą. ABW wskazuje jednak, że jesteśmy dla nich potencjalnym celem, i za każdym razem, gdy na świecie obserwuje się wzrost aktywności tych ugrupowań, także w Polsce wprowadza się alarm.

W opinii specjalistów brak prawdziwego zagrożenia terrorystycznego może wpływać demobilizująco na służby. Przykładem jest Norwegia, która okazała się bezsilna wobec Andersa Brei-vika, który latem 2011 r. zabił 69 osób. Być może dlatego Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego tak poważnie podeszła do sprawy Brunona Kwietnia, który - jak utrzymuje dziś oskarżenie - chciał wysadzić w powietrze Sejm wraz z prezydentem i premierem.

9 listopada 2012 r., godz. 10, centrum Krakowa. Do idącego spokojnie ulicą Brunona Kwietnia, 45-letniego naukowca z Uniwersytetu Rolniczego, żonatego, ojca dwójki dzieci, podchodzą ubrani po cywilnemu agenci ABW. Zatrzymanie przebiega spokojnie. Czekający w odwodzie oddział antyterrorystów nie jest potrzebny. Kwiecień nie stawia oporu. Zachowuje się tak, jakby przeczuwał, że zostanie złapany.

W tym samym czasie ABW wkracza m.in. do jego mieszkania i gabinetu na uczelni.

 No.38281

Akt oskarżenia

Dziś Brunon Kwiecień siedzi w areszcie, a przed sądem w Krakowie toczy się jego proces. Oskarżony jest o przygotowanie zamachu na Sejm. W dniu, w którym w gmachu mieli przebywać równocześnie parlamentarzyści, rząd i prezydent (taką okazją była np. debata nad budżetem), chciał wjechać pod wejście transporterem opancerzonym wypełnionym materiałem wybuchowym. Odpalenie ładunku miało spowodować śmierć przywódców państwa oraz rozpocząć proces budowania "nowego ładu" i "Polski bez obcych".

Dla ABW Kwiecień jest najpoważniejszym przypadkiem terrorysty unieszkodliwionego przez tę służbę w Polsce. Agencja nie zgadza się z zarzutami, że przypadek ten sama wykreowała, a niegroźny maniak broni i materiałów wybuchowych stał się ofiarą politycznej gry.

Z aktu oskarżenia przeciwko Brunonowi Kwietniowi: "W okresie od co najmniej 16 lipca 2012 do listopada 2012 r. w Krakowie i w innych miejscowościach na terenie Polski, działając w celu wykonania z góry powziętego zamiaru wywołania poważnych zakłóceń w ustroju Rzeczypospolitej i usunięcia przemocą konstytucyjnych organów (…) czynił przygotowania do podjęcia działalności zmierzającej bezpośrednio do (…) sprowadzenia zdarzenia, które zagraża życiu, zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach(…) w celu popełnienia czynu zabronionego podejmował czynności mające stworzyć warunki do jego dokonania poprzez wchodzenie w porozumienie z innymi osobami, organizowanie grupy zbrojnej, werbowanie osób do zrealizowania planu działań, rozpracowywanie okolic budynku Sejmu Rzeczypospolitej jako obiektu planowanego ataku…".

"Udało się zapobiec tragedii"

O zatrzymaniu naukowca Polska dowiedziała się 22 listopada 2012 r. Do centrali ABW w Warszawie przyjechali prokuratorzy z Krakowa, którzy w towarzystwie szefostwa Agencji ogłosili sukces - schwytanie terrorysty.

- Na świecie zatrzymuje się zamachowców już po dokonaniu przez nich czynu. U nas udało się zapobiec tragedii - mówił Artur Wrona kierujący Prokuraturą Apelacyjną w Krakowie. Dodał też, że cała operacja dowodzi konieczności utrzymania uprawnień śledczych ABW, co odebrano jako polityczny gest w obronie ówczesnego szefa Agencji gen. Krzysztofa Bondaryka, który sprzeciwiał się rządowym planom ograniczenia kompetencji służby.

Na konferencji pokazano militaria i materiały wybuchowe znalezione u niedoszłego zamachowca oraz filmy z próbnych wybuchów, które robił pod Krakowem. Największy ładunek - 250 kg mieszanki własnej produkcji - zdetonował obok miejscowości Przeginia.

Akcję przeciwko terroryście pochwalił premier Donald Tusk. - Przekleństwo, które wyraża się w przysłowiu "mądry Polak po szkodzie", tym razem okazało się nieprawdziwe" - mówił. Antoni Macierewicz oświadczył, że "zagrożony był PiS, bo posłowie tej partii siedzą pod lożą prezydenta".


 No.38282

Początki konspiracji

Bardzo szybko do opinii publicznej przedostały się informacje, że na trop Brunona Kwietnia ABW wpadła już wiosną 2011 r. Nie było to bardzo trudne. Naukowiec, który na krakowskim Uniwersytecie Rolniczym prowadził zajęcia z chemii organicznej i nieorganicznej, od początku 2011 r. rozwieszał na innych uczelniach ogłoszenia o dość jednoznacznej treści: "Wykłady z materiałów wybuchowych gratis! Prowadzi doktor nauk chemicznych, specjalista z materiałów wybuchowych. Zakres wykładów: podstawy, działanie, właściwości. Zastosowanie: synteza, technologia i otrzymywanie materiałów wybuchowych. Inżynieria saperska, w tym obliczanie wielkości ładunków wybuchowych, wysadzanie mostów, budynków, torów kolejowych, ziemi itp.". Autor ogłoszenia zapraszał do kontaktu pod adresem borazol@o2.pl.

Na swoich zajęciach Brunon Kwiecień gromadził od kilku do kilkunastu osób. Wykłady prowadził w budynku Uniwersytetu przy ul. Balickiej. Oprócz wiedzy o wybuchach dzielił się ze słuchaczami poglądami na sytuację w Polsce i na świecie. Powtarzał to, co wypisywał w internecie na: wykop.pl, o2.pl, wp.pl i demotywatory.pl.

Na Naszej Klasie, gdzie w 2008 r. założył konto, po początkowych wspomnieniach ze szkoły narzekał na poziom nauczania chemii i na studentów. "Podobno głupszym narodem łatwiej się rządzi. Może o to w tym wszystkim chodzi? Wniosek nasuwa się sam. Spadamy na psy".

Pokpiwał też z ekologów protestujących przeciwko budowie elektrowni atomowej: "Niestety, wielu niedouczonych ekologów największy problem widzi w odpadach promieniotwórczych. Maria Curie przerobiła takiej radioaktywnej rudy dwie tony i urodziła dwie zdrowe córki. Tak więc jestem za energetyką jądrową w Polsce".

Oskarżał w sieci PO o rozkradanie majątku narodowego i zawłaszczanie mediów (wolne są jedynie "Gazeta Polska", "Nasz Dziennik" i Radio Maryja). W mailach o Radku Sikorskim pisał "Zdradek Sikorski", o prezydencie Komorowskim - "Komoruski", o premierze Tusku nie inaczej niż "Rude Bydlę". Nie bał się pisać pod nazwiskiem. Po wyborach w 2011 r. stwierdził: "Ja to już od dawna jeżdżę na Rudym jak na łysej kobyle i mnie z uczelni nie wywalili". Nie krył awersji do Żydów: "W czym są lepsi? Może w złodziejstwie czy lichwie. Wy się przecież do żadnej roboty pożytecznej nie braliście, tylko do lichwy".

W dyskusji na Onecie winił Żydów za kryzys w Polsce: "Semickie media oczywiście chwalą PółTuska i jego ekipę, bo może mają swój udział w tym złodziejstwie. Nie dosyć, że wyprzedają majątek narodowy za bezcen, to jeszcze zadłużają nasz kraj na miliardy dolarów. Kto będzie później spłacał te długi? Nasze dzieci? Staną się niewolnikami, bo nawet nie będą w stanie spłacać rat od pożyczek, które zaciągnęła Żydokomuna UW, KLD i PO itp.".

Na forach internetowych głosił też nienową tezę, że zamachy z 11 września to spisek finansjery, a dodawanie fluoru do pasty do zębów służy otępianiu ludzi. W końcu na cztery miesiące przed aresztowaniem napisał: "Proponuję organizować się przeciwko tyranii. Nasi dziadkowie i ojcowie walczyli o to, żebyśmy żyli w wolnym kraju. Czas na czyny. Zainteresowanych zapraszam do kontaktu bezpośredniego".

Inny wpis z tego kresu: "Czas najwyższy przestać pieprzyć i zacząć działać. Polacy, jeśli dalej tym złodziejom pozwolimy na wyprzedawanie wszystkiego, to i z nas zrobią niewolników. Obudźcie się! TRZEBA Z NIMI ZROBIĆ PORZĄDEK (…) 30 POLAKÓW NA 1 ŻYDA I PO PROBLEMIE".

Podczas zajęć wyławiał studentów, którzy podzielali jego poglądy, i otwarcie im mówił, że "wysadzenie Sejmu w powietrze mogłoby zmienić sytuację w Polsce". Powtarzał to na kolejnych wykładach. Zainteresował sobą Karola S. i Pawła T., dwóch studentów UR sympatyzujących z ruchem narodowym. Mówił im, że "do zamachu" załatwi kamizelki kuloodporne, hełmy i broń. Tłumaczył, że do realizacji planu potrzebnych jest 12 osób oraz transporter opancerzony SKOT wypełniony saletronem - materiałem wybuchowym zrobionym na bazie saletry amonowej. Miało być tego cztery tony. Gdy plany zaczęły się konkretyzować, Karol S. odmówił wyjazdu z naukowcem do Warszawy, gdzie Kwiecień chciał rozpracować okolice Sejmu. Paweł T. nie chciał natomiast wykonać urządzenia do zdalnego sterowania pojazdem i odpalenia ładunku z odległości. Wreszcie obaj narodowcy całkiem zerwali kontakt z naukowcem, który sam musiał pojechać do stolicy, gdzie wziął udział w wycieczce zwiedzającej gmach parlamentu.


 No.38283

Zostają tylko agenci

Czy już wtedy w skład jego grupy weszli agenci ABW pod przykryciem, którzy wcześniej chodzili na wykłady? Ta część operacji przeciwko terroryście jest objęta ścisłą tajemnicą. Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że odczyty Kwietnia na temat wybuchów były monitorowane i w ich trakcie ABW rozpoczęła przedsięwzięcie operacyjne o niewyszukanym kryptonimie "Doktor". Poważniej agenci zajęli się sprawą jesienią 2011 r., gdy Brunon ze swoimi "wykładami gratis" przyjechał do Torunia. Tam wychwalał amerykańskiego terrorystę Timothy'ego Mc-Veigha, który w 1995 r. wysadził budynek rządu federalnego w Oklahoma City, zabijając 168 osób. McVeigh - były żołnierz odznaczony podczas wojny w Zatoce - był przeciwnikiem władz amerykańskich, które krytykował za plany ograniczenia dostępu do broni palnej. Należał do paramilitarnych oddziałów rasistowskiej "milicji Michigan".

Oklahoma City uzmysłowiło światu, że terrorysta może zrobić bombę z produktów chemii gospodarczej, które są dostępne w sklepach, składach rolnych i budowlanych. McVeigh użył 2,3 tony saletry amonowej oraz kilkuset litrów łatwo dostępnego rozpuszczalnika, składnika paliwa modelarskiego i lotniczego. Do zdetonowania nawozu z rozpuszczalnikiem użył materiału wybuchowego tovex, który niegdyś w górnictwie zastąpił dynamit. Podobny plan, z użyciem tych samych środków, miał Brunon Kwiecień.

Jak wynika z aktu oskarżenia, po toruńskim występie naukowiec został wezwany na rozmowę do ABW, gdzie "pouczono go o niebezpieczeństwie płynącym z przekazywania wiedzy specjalistycznej na temat materiałów wybuchowych, ich wykorzystywania i praktycznego zastosowania". Po tej rozmowie napisał - pod nazwiskiem! - na forum o2.pl: "Jeszcze rok temu prowadziłem wykłady dla studentów z różnych krakowskich uczelni z materiałów wybuchowych i inżynierii saperskiej. Niestety, Rudy Bandyta zakazał mi tego ustawą prawną jakieś 6 miesięcy temu i teraz grozi mi za to aż 5 lat! Nawet za komuny czegoś POdobnego nie było".

Ostrzeżenie z ABW sprawiło, że "Doktor" zaprzestał wykładów, jednak kontynuował przygotowania do zamachu. Tyle tylko że po odejściu studentów zostali przy nim jedynie agenci ABW, którzy chodzili na jego zajęcia, udając zainteresowanie. Jedno ze źródeł znających materiały śledztwa podaje, że przez jakiś czas w grupie Brunona był jeszcze inżynier Maciej M., pracownik naukowy Politechniki Gliwickiej, narodowiec bywający na zlotach organizacji prawicowych. Po jednym z wykładów, które Kwiecień miał na Śląsku, inżynier sam zgłosił się do ABW, informując o niebezpiecznym osobniku. Poproszono go, by kontynuował znajomość z Kwietniem i zdobył jego zaufanie. Teraz jego zeznania są jednym z dowodów oskarżenia, ale on sam podobnie jak studenci nie chce rozmawiać o sprawie. Na jednej ze śląskich uczelni, gdzie pracuje, przełożeni wiedzą, że "miał coś wspólnego" ze sprawą terrorysty, ale - jak mówi jeden z pracowników - "pomagał władzom".

Na nazistowskiej stronie "Blood & Honor" piszą teraz o Macieju M., że jest "zdrajcą i pracownikiem MSW".

Już po zatrzymaniu Brunon wskazał inżyniera jako osobę, która inspirowała go do zamachu.

Zamach na Olejnik albo pomnik

Mniej więcej od początku 2012 r. zaczyna się nowa faza operacji "Doktor". Brunon jest jedynym rzeczywistym członkiem założonej przez siebie konspiracji. Reszta to agenci i tajni współpracownicy. W ścisłym gronie "organizacji" było ich co najmniej trzech.

Informacje o sieci zarzuconej na Brunona znajdują się w tajnych tomach akt ze śledztwa, które jednak stanowią zaledwie jedną dziesiątą wszystkich materiałów. Reszta jest teoretycznie jawna, ale sąd, przed którym odpowiada teraz Brunon, zabronił dostępu dziennikarzom. Przynajmniej do wyroku.

Nie wiadomo zatem, jaka była skala inwigilacji naukowca. Na pewno podsłuchiwano jego telefony komórkowe i śledzono korespondencję mailową. Ale już z obserwacją bezpośrednią agenci wstrzymywali się w obawie przed dekonspiracją. Brunon był bardzo podejrzliwy, często zmieniał numery komórek, od członków grupy domagał się, by na spotkania przychodzili bez telefonów. Swój też zostawiał w domu. Fałszywi konspiratorzy, którzy opanowali grupę, skupili się zatem na testowaniu "Doktora". - Po prostu sprawdzaliśmy, co jeszcze może mu strzelić do głowy - ujawnia jeden z oficerów ABW.

Agenci podsunęli Brunonowi trzy pomysły: przeprowadzenie zamachów na prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz lub dziennikarkę Monikę Olejnik oraz wysadzenie pomnika martyrologii Żydów w Białymstoku. Wszystkie zaakceptował, ale ponieważ był to element prowadzonej z nim "gry operacyjnej", postawione mu zarzuty tego nie obejmują. Jest oskarżony tylko o próbę zamachu na Sejm, co było jego "autorskim pomysłem" (według ABW) lub też "wrzutką" inżyniera M. (jak twierdził Kwiecień).


 No.38284

Odpowiedź na Ryszarda Cybę

Od chwili gdy ABW ujawniła, że w osobie Brunona Kwietnia unieszkodliwiła groźnego terrorystę, w mediach trwa dyskusja, czy "Doktor" stanowił rzeczywiste zagrożenie, czy też był raczej nieszkodliwym mitomanem z inklinacją do zabaw groźnymi materiałami. Zabaw nieudolnych - w szkole poparzył się chemikaliami, potem, konstruując w domu petardę, stracił dwa palce, wreszcie na swojej poprzedniej uczelni, Collegium Medicum UJ, spowodował niekontrolowany wybuch w laboratorium. Nieudolne i słabo zakonspirowane były też jego przygotowania do zamachu na Sejm. Czy mógł liczyć na powodzenie, skoro mówił o nich podczas otwartych wykładów? I czy po "rozmowie dyscyplinującej" z ABW jesienią 2011 r. miał jakiekolwiek szanse wyrwać się spod kontroli? Na pewno nie.

Padają też pytania: + czy jego plan kupienia SKOTA, napełnienia go materiałem wybuchowym i wjechania pod Sejm był w ogóle realny? + dlaczego służby nie poczekały, aż Kwiecień posunie się dalej w realizacji swojego projektu?

Sprawa ma i kontekst polityczny. W 2013 r. nie przebrzmiały jeszcze echa morderstwa, którego w łódzkim biurze PiS dokonał taksówkarz z Ryszard Cyba. Chciał "zabić Kaczyńskiego", a na jego liście byli też Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski (wtedy w PiS). Sam Cyba przez jakiś czas był członkiem lokalnej PO. Tymczasem Brunon Kwiecień na wykładach podawał się za zwolennika PiS. Podczas zajęć mówił o zabiciu Andrzeja Leppera przez Platformę, o zamachu na Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku i o ubezwłasnowolnieniu Polski przez Unię Europejską. Podczas rewizji w jego mieszkaniu znaleziono takie publikacje jak "Żydowska nienawiść do Polaków" i "Tajne przemówienie Jakuba Bermana na Żydów w Polsce".

W przekazie publicznym Kwiecień mógł być idealną "odpowiedzią na Cybę". Pokazywać, że groźna "ekstrema" jest też po stronie przeciwników PO. Dlatego do dziś część mediów - zwłaszcza prawicowych - traktuje "Doktora" jako propagandowy twór rządu, służb i prokuratury, nazywając go ironicznie "Brunobomberem", a cała sprawę - "aferą dla lemingów". Portal Niepoprawni.pl cytuje m.in. związanego z PiS prof. Andrzeja Zybertowicza, który uważa, że Brunon jest "mścicielem wyhodowanym przez służby" po to, by łatwiej było atakować środowiska prawicowe. Sekunduje mu Bogdan Święczkowski (szef ABW w rządzie PiS), sugerując w "Gazecie Polskiej", że w sprawie Brunona służby nadużyły prowokacji i "sprawa brzydko pachnie".

Nienaganna praca ABW i arsenał Kwietnia

Druga strona - czyli służby i prokuratura - politycznego kontekstu nie komentuje. A argumenty o zbyt wczesnym zatrzymaniu czy nieudolności "Doktora" odrzuca. - Nikt nie był w stanie zapewnić pełnej kontroli nad nim. Miał część materiałów, zapalniki, broń. Dostarczenie mu jeszcze SKOT-a i saletry spowodowałoby przejęcie przez niego pełnego władztwa nad tym ładunkiem - przekonuje prowadzący śledztwo prokurator Mariusz Krasoń. To jeden z najzdolniejszych krakowskich śledczych, elegancko ubrany trzydziestoparolatek, który prowadzi m.in. postępowanie dotyczące tajnego więzienia CIA w Polsce. Pracę ABW przy sprawie "Doktora" ocenia jako "nienaganną":

- Nikt nie mógł wziąć pełnej odpowiedzialności za to, co się stanie. Dlatego decyzję o zatrzymaniu podjęto po złożeniu przez niego w kilku składach chemicznych zamówienia na saletrę i przeprowadzeniu kolejnego próbnego wybuchu. Nie było potrzeby doprowadzania do dalszego etapu. Byłoby to niepotrzebne ryzyko, niepotrzebny show - podkreśla prokurator.


 No.38285

Dodaje, że Brunon mylił tropy i np. w części korespondencji sugerował, że może "coś zrobić" podczas uroczystości 11 listopada.

Inny wątek podrzuca cytowany już oficer ABW. Zwraca uwagę, że zamach na Sejm Brunon planował już w 2009 r. Mówił o nim z Arturem K. i Maciejem O., miłośnikami militariów, z którymi od lat handlował bronią i amunicją. Dziś obaj są sądzeni razem z Brunonem, ale postawiono im tylko zarzuty nielegalnego posiadania broni i materiałów wybuchowych. W rozmowach z nimi "Doktor" mówił o "organizacji", którą stworzył. - Mieliśmy podejrzenia, że mógł mieć równoległą siatkę z dawniejszych lat. Często zrywał się, zostawiał telefon w domu czy w pracy, nie zawsze wiedzieliśmy, gdzie jest - tłumaczy nasz rozmówca.

Prokuratura przypomina też, że nawet bez zamówionego "nadzienia" do SKOT-a "Doktor" miał wystarczająco dużo niebezpiecznych materiałów, by wyrządzić znaczne szkody. Po zatrzymaniu w jego kryjówkach znaleziono 41 g pentrytu - kruszącego materiału wybuchowego, fiolkę z pochodną srebra - substancją o bardzo silnych właściwościach wybuchowych, i fiolkę z napisem "TNT express". Wszystkie saperzy zdetonowali na poligonie. Oprócz tego Brunon miał 217 g trotylu, 461 g dinitrotoluenu, 384 g nitroguanidyny i 349 g heksogenu. Do tego lont pirotechniczny, 123 zapalniki, siedem odbiorników do zdalnego odpalania ładunków, dwa piloty radiowe do nich oraz dużo półproduktów do produkcji materiałów wybuchowych i tzw. bomb rurowych. Jak orzekli biegli, "dysponował komponentem umożliwiającym wytworzenie opisywanych przez niego w planie działania i przygotowania zamachu na Sejm materiałów wybuchowych i skuteczne przeprowadzenie detonacji".

Zdaniem ekspertów "mieszanie składników miało być dokonane w ostatniej chwili, przed dostarczeniem ładunku na miejsce zamachu". Dlatego zamówiona saletra amonowa miała być dopiero dostarczona, a nie zgromadzona wcześniej.

Zamówił ją na adres uczelni. W jego biurku znaleziono także mapę okolic ronda de Gaulle'a, a w komputerze - nagranie drogi dojazdu do Sejmu i zabezpieczeń budynku. Łącznie ze słabym punktem, jakim był w tym czasie pozbawiony blokad wjazd od ul. Górno-śląskiej.

Według aktu oskarżenia "Doktor" miał też aż 35 sztuk broni - karabiny, pistolety maszynowe i broń krótką. Tu uwaga - broni nie znaleziono, choć prokuratura przez całe śledztwo jej szukała. Jest pewna, że broń była, bo Kwiecień jeździł na giełdy kolekcjonerskie do Belgii, Czech czy Niemiec, handlował z polskimi kolekcjonerami. Przeczesano kilkadziesiąt posesji przy użyciu najbardziej zaawansowanych technik poszukiwań geologicznych. Informacje o broni śledczy mają tylko z relacji świadków. I od samego oskarżonego.

Spowodować rewolucję

Zaraz po zatrzymaniu Kwiecień przyznał się do winy. Potem nieco zmienił strategię, mówiąc, że do wszystkiego namówił go inżynier M. (ten, który zawiadomił ABW o groźnych pomysłach). Twierdził też, że to nie on zorganizował grupę. A gromadzenie broni i materiałów wybuchowych tłumaczył swoimi prywatnymi zainteresowaniami.

Od marca do kwietnia 2013 r. był na obserwacji w szpitalu psychiatrycznym. Lekarze nie stwierdzili u niego "zakłócenia czynności psychicznych, które mogły mieć wpływ na poczytalność". Inaczej mówiąc, ich zdaniem "Doktor" odróżniał dobro od zła i zdawał sobie sprawę z wagi planowanego czynu. Psychiatrzy wskazali też na "dysfunkcję osobowościową wyróżniającą się: podejrzliwością i nieufnością w zachowaniu, sztywnością adaptacyjną, brakiem wrażliwości na krytykę i niezwracaniem uwagi na nią". Ich zdaniem "badany prezentuje nierealistyczne przekonania, że ma specjalną misję w życiu, a także że są zasady, którym nie podlega". Podkreśla swoją negację wobec panującego w Polsce porządku prawnego i wszystkich politycznych ugrupowań będących w jego ocenie zdrajcami narodu. "Poczucie misji, definiowanie siebie jako prawdziwego patrioty motywowało go do rozwijania planów, których dokonanie miało obudzić naród, spowodować zmiany, a nawet rewolucję".

Według psychiatrów Brunon Kwiecień może w pełni odpowiadać za swoje czyny. Proces zaczął się w styczniu tego roku. Prokuratura musi na nim dowieść, że naukowiec był naprawdę groźnym terrorystą. Obrona - że to tylko "sfrustrowany nieszczęśnik, który chciał robić wybuchy".


 No.38286

jak będziesz miał jakiś świetny pomysł, oni zawsze będą zainteresowani!


 No.39926

podbijam bo chce później poczytać


 No.39971

Wielki mądry człowiek. Tyle broni, materiałów wybuchowych potrafił zdobyć, a mi chleb spleśniał, tyle.




[Powrót][Do góry][Katalog][Nerve Center][Cancer][Post a Reply]
[]
[ / / / / / / / / / / / / / ] [ dir / cafechan / htg / leftpol / mde / nnc / tingles / vg / vichan ]