Właśnie zacząłem trzeci miesiąc neetowania. Pisałem już na vi że starzy chcieli jakiś czas temu wyforsować ten staż na kiju z urzędu pracy, ale chyba zlitowali się nade mną i temat zamknięty. Ogólnie są mili i matka mnie pociesza, że spokojnie, coś mi ogarnie. Ale przyznam, że coraz gorzej się czuję. Z jednej strony spoko, siedzę sobie w domu, nikt nie zawraca dupy, ale z drugiej… pieniądze, które zaoszczędziłem wcześniej, powoli się kończą. Głupio mi w ogóle gadać ze starymi, bo wiem, że mają mnie za śmiecia. Czuję, że zawiedli się na mnie. Mam wrażenie, że w Polsce ciężko znaleźć pracę dla zamulacza. Już nie wspominam o przyzwoitych zarobkach, bo nie jestem ani kucem ani lekarzem, generalnie nie posiadam żadnych umiejętności, które mogłyby być pożądane.
Zastanawiam się czy jest dużo ludzi, nie tylko anonów, w takiej sytuacji jak ja. Dał mi do myślenia jeden wątek tutaj, jak anon pisał, że bezrobocie w Polsce jest sprytnie zatajane, w sensie jak się zarejestrujesz w urzędzie i odrzucisz te gównooferty, to trafisz status bezrobotnego, a co za tym idzie, nie figurujesz w tych statystykach jako bezrobotny. To jakie jest według was realne bezrobocie wśród młodych w Polsce?