Vichanersi pewnie pamiętają mój wątek o tym jak napisałem swojej loszce, żeby schudła. Relacjonowałem, że początkowo złapała ostry ból dupy, ale po paru dniach wszystko wróciło do normy, stwierdziła, że zrobi to dla mnie.
Celem jest 50 kg, obecnie zeszła do 56 kg, przy wzroście 161 cm, wszystko spoko, problem w tym, że to są chyba te słynne geny, bo wciąż wygląda źle. Ma to co na picrelu po lewej stronie. Czyli ten słynny drugi podbródek, chociaż ja bym bardziej napisał, że ma dosłownie szczękę połączoną z szyją. Mózg mi rapuje, bo mam dokładnie to samo, mimo szczupłej sylwetki i to jest główna rzecz, która całe życie uniemożliwiała mi podrywanie tych lepszych lasek. Ta słynna linia szczęki. Ja sobie zdaję sprawę, że 56 kg to wciąż względnie dużo i lochy przy takim wzroście najlepiej wyglądają mając 50 albo i mniej, ale też z drugiej strony… ona przecież nie jest gruba, a twarz ma dalej ulaną.
Mózg mi rapuje, że biologia dziadkuje nas w taki sposób. Stworzyłem parę z kobietą, mającą dokładnie ten defekt co ja. I powiem wam, vichanersi, że mam trochę ból dupy. Bo widzę, że się stara, a przez chujowe geny nigdy nie będzie wyglądać dobrze.