Po pierwsze ciągle czujesz się nie wyspany, pomimo tego, że leżysz dziennie 20 godzin w łóżku,z braku rozrywek to nie pośpisz dłużej niż 3 godziny. Pobudka jest po 7 i o 7.30 jest śniadanie, ale budzisz się dużo wcześniej, bo psychole wstają o 6 na papierosa i robią sobie kawy. O 8 jest branie leków, potem o 9 jest obchód, o 12 obiad, jak ktoś ma leki to o 14 kolejne, o 17 kolacja i o 20 ostatnie leki. Da się zasnąć dopiero po 22 gdy zapanuje cisza nocna i psychole przestaną łazić w tą i spowrotem palić światło, gadać itd. Do tego łóżka są twarde, metalowe, materace niewygodne, całą noc będziecie się wiercić i rano wstaniecie niewyspani.
Jeśli chodzi o żarcie, chujowe, głównie węglowodany, od których się tyje jak pojebany. na śniadanie i kolacje 2-3 kromki chleba z np. dżemem albo najgorszej jakości szynką, na obiad kasze, ziemniaki i ryż i jakieś tam mięsopodobne kawałki. pomimo tego, że to w miarę skromne jedzenie to w 2 miesiące przytyłem 10kg. Pacjent obok mnie po kilku miesiącach stał się tak gruby, że zaczęli mu podawać leki na cukrzyce. Ogólnie każdy przychodzi w miarę fit, a wychodzi z wyjebanym bebzunem. Jedna loszka, która mi się podobała leżąca 2 lata(!) ze szczupłej stała się pulchniutka czabi.
Ogólnie nie ma nic do roboty więc albo się spaceruje od ściany do ściany albo leży w łóżku. Na oddziale ogólnym, na który wychodzi się średnio po 2-3 tyg. można mieć telefon czy laptopa z internetem, ale mimo wszystko lurkowanie w takiej atmosferze jest niewygodne i nie jest atrakcyjne.
Są jakieś zajęcia na kiju typu kolorowanie obrazków, można malować farbami, lepić figurki z gliny, ale jak ktoś nie czuje żyłki artystycznej to po prostu mu się nie chce w to bawić.
Oprócz przymusowego jedzenia (nie zjesz, lądujesz spowrotem na obserwacji i leżysz kolejny miesiąc dłużej) musisz brać leki, jak nie weźmiesz tabletki lecisz na oddzial zamknięty. Gadanie, że ci szkodzą zwykle jest zlewane, bo "leki najnowszej generacji" nie mogą szkodzić, chociaż w ulotce lista skutków ubocznych jest tak dluga, że jest na niej wszystko.
W praktyce praktycznie po każdym trafieniu tam leki wypluwałem do zlewu, bo lekarz nie mógł uwierzyć, że miałem problemy z sercem (zatrzymywało mi się co jakiś czas lub kuło), problemy z oddawaniem moczu (mętny pomarańczowy), czy oddychaniem (po Abilify dosłownie nie mogłem łapać powietrza, dusiłem się godzinami, aż lek przestawał działać).
Jak widzą, że zamulasz to ci w końcu te leki zmienią, bo chcą z ciebie zrobić w chuj dynaminę biegającego po korytarzu, napierdalającego obrazki na terapii i wiecznie uśmiechniętego. Po jakiś 2 latach z haloperidolu na depakine, abilify w końcu przeszedłem na solian, który nie daje dosłownie żadnych efektów, różnie dobrze mógłbym się napić szklankę wody i czułbym to samo. Ale, że z nudów po prostu dużo łaziłem to lekarze stwierdzili, że pomaga i daje powera. Chociaż i tak to gówno wypluwałem do zlewu, bo źle mi się po nim spało, miałem wrażenie, ze blokuje mi mózg (podobno dopamine).
Na tym opiera się głównie leczenie w Pl, idziesz mówisz, że ci smutno zapisują ci tabletki, jak stan się utrzymuje skierowują cię do szpitala i tam musisz je brać. Na 3 lekarzy prywatnych u jakich byłem 2 mnie skierowało do szpitala. Po prostu nie wiedzą co tak naprawdę ci jest więc wycierają sobie ręce farmakoterapią.
W szpitalu z lekarzem rozmawiasz raz na tydzień/dwa i rozmowa trwa średnio 5 minut. Pytania jakie ci zadaje to np. czy słyszysz głosy, czy masz apetyt i co się zmieniło w twoim umyśle.
Mała powierzchnia, brak ruchu i dostępu do powietrza są bardo męczące. Jeśli lekarz się zgodzi to w okresie letnim wychodzisz na godzinę w tyg. do ogródka żeby posiedzieć na ławeczce.
Za każdym razem po powrocie do domu odsypiałem następne 2 miesiące leżąc cały czas w łóżku i zrzucając nabyte kg.
Z nikim normalnie nie pogadasz, niektórzy ludzie może wyglądają w miarę przyzwoicie, ale po dłuższej rozmowie stwierdzasz, że to pojeby, albo na punkcie religii albo własnego ego albo w fazie manii ciągle gadają o niczym. Zawsze trafi się ktoś kto się pastwi nad innymi, wielokrotnie zostałem potrącony, uderzony czy ktoś mi oblał twarz sokiem w trakcie drzemki.
Każdy kto tam trafia po 2 dniach płacze i stęka, że chce już wyjść mówi sam za siebie. Lekarze cię olewają albo jawnie nabijają. Do mnie praktycznie cały czas przyczepiali się o długie włosy czy brodę, lekarz mi codziennie zwracał uwagę, że wyglądam jakbym miał mop albo szczotkę na głowie, raz, że wyglądam jak stary dziad spod kościoła, a innym razem w gabinecie jak się podrapałem po głowie to powiedziała, żebym przestał, bo ją to obrzydza.
Każdy cię zaczepia, jak masz słodycze to wszyscy od ciebie żebrają i nie dają ci spokoju, na oddziale zamkniętym kradną.
70% pacjentów pali papierosy i wiecznie ktoś ich nie ma, wyciągając od innych.
W psychiatryku jest jak w więzieniu, nie masz praw, masz tylko obowiązki. Nawet w regulaminie jest napisane, że musisz wykonywać polecenia pielęgniarek.
Ogólnie nie polecam.