Zanim spadł 8ch napisałem posta o dziadkach od strony starego do treda o polackim smrodzie, ale nie zdążyłem zapostowacz, więc pozwolę sobie go umieścić tutej.
Ogólnie z higieną zawsze na bakier, standardowo niemycie rąk po szczaniu, czasami po sraniu pewnie też. W wannie nieśmiertelna miska z wodą żeby wodę z mycia rąk używać do spuszczania w kiblu. Wszędzie syf, podłogi się lepią. Naczynia zmywane na odpierdol trzyletnią szmatą, zawsze jak chciałem sobie u nich zrobić herbatę, to myłem na wszelki wypadek kubek 2 razy. Ale to dopiero wierzchołek góry smrodowej.
Dziadek był poważnym biznesmenem - najlepiej prosperującym bimbrownikiem w mieście. Na szczęście wszyscy mieszkańcy bloku to jakieś stare baby i dziady, z którymi dziadkowie znali się pewnie od hardego PRLu, więc nikt nie zrobił podpierdolki, mimo tego, że na całej klatce schodowej jebało drożdżami i fermentacją xD. Kiedy proceder pędzenia rozpoczynał się to w domu było jakieś 40 stopni, oczywiście siedzieli w tym ukropie i nie raczyli nawet otworzyć okna. Zawsze jak tam przychodziłem, musiałem rozpierdalać balkon i okno w kuchni na full, bo chyba bym się udusił. Podobna sytuacja była w momencie kiedy raz latem dziade rozłożył w szafach trutki na mole. 0 wietrzenia, w środku 40 stopni i zapach jakiejś parafiny z gównem. Kisili się tak chyba z pół roku, a mole i tak nie zdechły xD.
No ale najgorszą cebulą było to, że mój stary był hardym spierdoxem-alkoholikiem, mieszkał ze starymi i miał stały dostęp do chlania. Mimo tego dziadek nie zaprzestał pędzenia, bo hajs się musi zgadzać i mój stary umar w wieku 45 lat.