jutro jadę do rodziny na wieś na tydzień. dotychczas jeździłem tam co roku na całe wakacje przez co zacząłem szczerze nienawidzić tego miejsca i wszystkiego co z nim związane. czułem się tam jak w więzieniu, pierdolonym sztumie. zawsze było
>anon, chodź jedziemy gdzieś gdziekolwiek ze z ziomkami na wakacje
>super! mame, chcę jechać na wakacje z ziomkami
>ależ anon, a kto odwiedzi wujka władka i ciocię bożenkę? jesteś potrzebny tam, trzeba będzie im pomóc. lepiej zaproś kolegów, żeby oni do nas przyjechali
no kurwa mać. raz faktycznie zaprosiłem, to dostali izbę sąsiadującą z pokojem wujka i ciotki i co chwilę mnie tylko wołali
>anon, powiedz kolegom, żeby byli ciszej, bo ciotka złotopolskich ogląda i nic nie słyszy tak ci koledzy hałasują
niby koledzy niby się cieszyli i podobało im się, ale co to za wyjazd z kolegami jak masz starych i jeszcze starszych za ścianą? huj
a potem wielkie zdziwienie
>ja nie wiem anon dlaczego ty nie masz kolegów. to pewnie przez ten internet, on tak psuje między ludźmi. za moich czasów było inaczej, ludzie się spotykali, wyjeżdżali gdzieś razem
już nawet nie chce mi się tego komentować
a jak chciałem pojechać na wakacje gdzieś indziej? w góry albo nad morze albo nad jezioro?
>anon, wiesz, że nie mamy pieniędzy. wujek władek i jest dla nas bardzo miły, że gości nas w wakacje, bo w przeciwnym razie byś w domu siedział
i bardzo kurwa dobrze i bym siedział, grał na komputerku, czytał książki, spotkał się ze znajomymi, poszedł i zrobił cokolwiek kurwa, ale niee, masz kurwa las, pole, chałpę i jeden sklep. i tych jebanych wieśniaków, dla których całe życie to praca-kościół-dom. nie było nawet tych typowych sebów i karynek w golfach trujkach jeżdżących na dyskoteki, bo wszystko co tylko skończyło jako tako edukację albo i nawet nie już dawno stamtąd wypierdoliło
w tym roku się zbuntowałem. na pierdolonym 23 lvlu powiedziałem, że nie jadę tam. zostaję w domu, będę pisał magisterkę, sam sobie będę gotować, prać, huj z tym. nie ma znaczenia. anoni, co to kurwa było.
>reeee ty sobie nic sam ine ugotujesz, babe będzie musiała ci gotować, a to dla niej kłopot, o rany boskie, co ci znowu źle, ja już nie mogę słuchać jak ty wiecznie narzekasz, ty sobie nie dasz rady, hurr durr
postawiłem się. nie pojechałem. jak dotąd byłem u babci tylko dwa razy na obiedzie jak mnie zaprosiła. wszystko robię sobie sam, ona tylko przychodzi czasem na kontrolę i zagląda mi do lodówki, ale z tym też już walczę. sadzam ją przy stole, robię kawę i każę nic nie ruszać. czasem to jest trudne, bo jak tylko odwrócę wzrok, to ta stareńka schorowana kobiecina nagle znajduje sie w kuchni na inspekcji i słyszę tylko
>masz co jeść?
>uuu chleb suchy muszę ci kupić
>a wędlinkę masz? jak długo stoi?
mówię, tłumaczę - nie kupować, nie znosić, bo ja tego wszystkiego nie przejem co mam i co ona mi przyniesie, ale gadaj sobie. przytaknie, a potem i tak znajduję w lodówce kurwa szynkę, której nie było albo chleb, którego nie kupowałem. ona myśli kurwa, że jest sprytna jak mi podrzuci jakieś żarcie, i że ja się nie zorientuję, że pół chleba mi przybyło. na początku jeszcze próbowałem to zjeść, bo szkoda było, ale jak mówię, nie daję rady, więc wypierdalam do wszystko do kosza po prostu i tyle.
ale wracając do tego wyjazdu - jadę tam teraz na tydzień spotkać się z inną rodziną, która też tam przyjeżdża, a którą widujemy raz na ruski rok. tydzień kurwa i ani dnia więcej. ja wiem, że oni będę próbowali mnie zatrzymać, grać mi na emocjach, że ciotka na zdrowiu podupada i trzeba pomagać i w ogóle. pierdolę to. sami sobie siedźcie tam wsiury zajebane. tydzień i spierdalam spowrotem i tyle mnie widzieli. biorę ze sobą trochę ubrań, mimo, że
>hehe, tu wszystko jest, co będziesz brał
ta, jest wszystko. wszystko albo małe albo zniszczone albo takie, że wstyd jest się na ulicy pokazać w tych szmatach. biorę swoje. i przyjeżdżam tam nie na roboty, ale na wakacje. pójdę, zobaczę, obejrzę co się zmieniło sugerowanie, że w takich miejscach cokolwiek się zmienia sprawdzę czy ta sąsiadka co umiera odkąd pamiętam żyje jeszcze czy faktycznie już umarła, przejdę się po polach i koniec. tyle. finito.
ale sie wkurwiłem, wkurwiłem się już na samą myśl o tym miejscu. nienawidzę go, nie cierpię. i tak, będę kurwa siedział w domu. i bardzo mi z tym dobrze, bo mam już zaplanowane spotkania ze znajomymi, pisanie magisterki, pójście na strzelnicę, wyjazd na woodstok, siłkę, poumawiam się z kurwami z tindera, wreszcie porobię to, na co mam ochotę, a nie jebane pola. ehh anoni. rodzice są fajni, ale tylko do pewnego wieku. potem zaczynają cię wyłącznie ograniczać