Anoni, pytanie.
Za 2 lata czeka mnie wybór na te słynne defeki, o ile nie spierdolę sobie ocen z techbazie. Kwestia jest jaka - mam ojca w Niemczech z mieszkaniem i stabilną pracą. Mógłbym pojechać studiować do Deutsche na garnuszku ojca w dobrym towarzystwie, bo staremu się Jaglak odpalił na starość i zaczyna ćwiczyć, więc może mój własny stary mnie ze spierdolenia wyciągnie. Jedyną barierą jest język niemiecki, który jest u mnie w chuj słaby, zwłaszcza, że zamierzam defekować te słynne IT <impliknato, że przyjmą robaka do jakieś pracy przy serwerach albo korpo> a tam znajomość niemieckiego jest wymagana na perfekcyjnym poziomie. Za młodu nakurwiałem w gierki na PS2 po niemiecku, więc gramatyke ogarniam w miarę dobrze, problemem są słówka, ale boje się, że na wykładach sobie nie poradzę. Nie chcę siedzieć z matką w domu albo wyjechać na Polibudę Wrocławską, bo jak się naczytałem tam, że w sekretariacie ludzie czekają po 3 godziny, aby coś załatwić, a teraz jeszcze śmiecie prog zawyżyły, a chujowa wiedza, którą tam dają jest już bezużyteczna to mi się kurwa odechciewa żyć. Co robić anuncjo? Czuje taką spierdoloną presję, bo kończy mi się czas, a ja nic nie robię, aby się poprawić.