Spotykałem się przez miesiąc z fajną dziewczyną. Wszystko ekstra, zajawiliśmy się na siebie strasznie, codziennie spotkania, a w międzyczasie non stop fb i smsy. Wyznała mi, że cierpi na dosyć ciężką, nieuleczalną chorobę, która przeszkadza w życiu codziennym, a im bliższa byłaby znajomość tym gorzej dla nas obu. Spytała się czy pomimo tego chce się z nią spotykać i wejść w bliższą relację. Nie zawahałem się i powiedziałem, że nie skreślę jej przez to, bo zbyt mi się podoba. Po jakimś czasie przyszła pora na seks i niestety się nie popisałem. Nie spałem z żadną dziewczyną od ponad roku, plus byłem zestresowany i długo nie wytrzymałem. Doszedłem po dosłownie 5 ruchach. To zaważyło o naszej relacji… Tłumaczyłem, że to poprostu przypadek, że wcześniej byłem w dwóch związkach i sypiałem regularnie przez 2 lata, ale przerwa + stres spowodowały, że tak słabo to wyszło. Niby wszystko okej, powiedziała, że się zdarza. Rano wróciłem do domu i od tamtej pory zaczęła mi odpisywać po jednym słowie albo wogóle. Od 4 dni nie rozmawialiśmy, bo mi nie odpisywała, a ja nie chciałem się już narzucać.
Czuje się w chuj głupio z faktem, że zostałem olany przez taką głupią wpadkę i nawet nie dostałem szansy zaprezentowania się w normalnej formie. Ja jej nie skreśliłem wiedząc, że jest nieuleczalnie chora i każdy dzień przy niej wymaga dużych poświęceń