Szedłem sobie Nowym Światem gdy zaczepił mnie człowiek z identyfikatorem SMG/KRC. Spytał się czy wezmę udział w badaniu opinii na temat słodyczy. Badanie miało trwać maksymalnie pół godziny a nagrodą za udział miało być pudełko batonów. Nie spieszyłem się zbytnio, więc z chęcią przystałem na propozycję. Weszliśmy w bramę i zaprowadził mnie do biura. Musiałem na recepcji wypełnić ankietę - płeć, wiek, moje preferencje dotyczące słodyczy itp. Musiałem także zaznaczyć alergeny, na które jestem uczulony. Nie posiadam żadnych uczuleń niemniej były tam takie dziwne nazwy alergenów jak tiopental, skopolamina. Zakreśliłem opcje zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą. Po ankiecie miły pan zaprosił mnie do pokoju w którym miało się odbyć badanie. Dziwna sprawa, ale idąc korytarzem minąłem jakiegoś księdza lub biskupa. Zaczęło się badanie. Musiałem próbować Bounty, Grześki, Marsy, inne słodycze i odpowiadać na pytania ankietera. Starałem się być szczery w swoich odpowiedziach. Doszliśmy do końcowego badania – na dwóch talerzach postawiono przede mną dwie kremówki – Częstochowską i Wadowicką. Nie wiedziałem która jest która a moim zadaniem było spróbować obydwu oraz wskazać tą, która smakuje lepiej. Tak też zrobiłem i wskazałem kremówkę, której smak bardziej mi smakował. W tym momencie twarz ankietera skamieniała. Po chwili paraliżującej ciszy poprosił mnie o chwilę cierpliwości i wyszedł. Był tak zdenerwowany, że nie domknął nawet drzwi.
Usłyszałem fragment rozmowy:
- … twierdzi, że częstochowskie lepsze…
- …przeprowadzić trening motywacyjny…
Po chwili do pokoju weszła kolumbijska prostytutka, otworzyła ściśniętą dłoń i dmuchnęła mi jakimś proszkiem w twarz. Momentalnie odleciałem w narkotycznym transie. Następnie dwóch kleryków przypięło mnie półprzytomnego do fotela i nałożyło na oczy gogle 3D . Zobaczyłem kulę ziemską jak w google maps. Po chwili obraz zaczął się przybliżać do Europy, Polski, okolic Krakowa. W pewnym momencie obraz zjechał do Wadowic. Usłyszałem głos Jana Pawła II – „tu w tym mieście Wadowicach wszystko się zaczęło”. W tym momencie zobaczyłem wnętrze jakiegoś kościoła, tyle, że zamiast ław i ołtarza była tam cała taśma produkcyjna kremówek! Pod sufitem patrzył na wszystko Papież. Był jak Willy Wonka a zamiast umpa-lumpów uwijali się przy produkcji ministranci. Nagle oślepił mnie błysk światła i widziałem papieża z jakimiś dziećmi. Malutka blond dziewczynka pytała się:
- A czy…? A czy jedzeniem kremówek można wielbić Boga?
- Można, jak najbardziej. Jeszcze jak! – odpowiedział Papież.
Kolejny błysk światła i stałem w tłumie na Placu Świętego Piotra. Ali Agca strzelił do Papieża a z jego ran zamiast krwi zaczął się lać krem do kremówek. Wszyscy wierni zamiast ratować Jana Pawła II zlizywali słodką masę sączącą się z jego ran postrzałowych.
Więcej nic nie pamiętam. Wizje były tak chore i nieostre, że nawet nie próbuję sobie ich przypomnieć. Ocknąłem się na przystanku autobusowym. Na kolanach trzymałem cały karton kremówek. Spróbowałem jedną z nich. Smakowała zajebiście.