Ale bym sobie popracowala w takim biurze. Wstala o 7, ladnie sie ubrala do pracy, umalowala, po przyjsciu zrobilbym sobie kawke, pogadalabym z normalnymi ludzmi, porozwijala sie, nauczyla czegos nowego, miala w pracy jakis cel do osiagniecia, poczula ze jestem kims waznym i ze moje zycie ma sens. Wyszla z pracy o 16, nadal czysta, ladna, niezmeczona
Ale niestety, nie dla przegrywa to. Jutro znowu wstane o 5, zepne byle jak wlosy, nie naloze makijazu, ubiore robocze ciuchy - bezplciowy tshirt z logo agencji i wielkie ciezkie robocze trepy. Po przyjciu bede musiala sluchac jak miot spoleczny opowiada o narkotykach, libacjach, browarach. Rowno o 6 zaczne prace i robiac bezmyslne powtrzalne czynnosci jedyne o czym bede romyslac to ile jeszcze do przerwy/konca i jak bardzo przegralam zycie. Czasem obok przejdzie ktos z biura. Dynamiczny bartek albo pewna siebie paulina. Sciska mnie w srodku bo nigdy nie bede jedna z nich. Z pracy wyjde moze o 10, a moze o 17, tego nigdy nie wiem. W odbiciu drzwi wyjsciowych znowu zobacze brudna, styrana zyciem robotnice.