gdzieś do 5/6 podstawówki obracałem się wśród loch, lubiły mnie, miałem paru kolegów, bo więcej nie chciałem, gnębiłem oskarków i sebów, bujaliśmy się po mieście, należałem do top tier alph
ale potem zaczęły się problemy psychicznie i kompletnie odciąłem się od świata, stałem się zjebem, zacząłem popadać w paranoję i nienawidzić świata
no nie takim, że mnie jakiś oskarek gnębił, bo bym go zajebał, ale zamknąłem się w pokoju, dostałem irracjonalnych lęków, osobowość stopniowo zaburzała się do takiego stopnia, że dziś do najbliższej loszki z którą mógłbym się ruchać mam kilkadziesiąt kilometrów, zero znajomych, zajmuję się niczym, ostatnie 5 lat wpierdalałem tony leków, od 2 tyg. nic już nie biorę, żeby wróciła dawna agresja i rozumienie świata, niestety bez terapii pewnie nie dam rady
starzy widzieli we mnie oprawcę swojej starej sprzed lat i przez to nie miałem żadnego życia w domu, nienawidzili mnie, byłem katowany i poniżany, chodziłem z obitą pizdą do szkoły, często interweniowała policja, ale starzy to lokalne elity i oczywiście wszystko pod dywan. zawsze mnie porównywali do tego skurwiela
całe rodzeństwo jest normalne i dynamiczne, bracia mają żony i pracują, niedługo spłodzą potomostwo
robiłem wszystko, by unikać kontaktów międzyludzkich
miałem dużą szansę jak zmieniłem szkołę, na początku próbowano mnie integrować, loszki zagadywały, ale bałem się wszystkiego i wszystkich
dziś już się nie boję, ale nadeszła obojętność
swoich oprawców ukarałem