>>87695
Przegrałem w życie i to z kredensem, praktycznie miałem przejebane już na starcie. Jestem z rodziny niemal patologicznej. Niemal, bo w sumie stary nie pił nigdy aż tak wiele, żeby stoczyć się na dno ale lekko nie było. Był nawet taki moment, że utrzymywał się ze swoim kolegą kradnąc znicze, kwiaty itd z grobów i sprzedając je potem znowu. Tak było dopóki nie rozpędził się do tego stopnia, że ukradł znicze z grobu mamełe tego kolegi, rozstali się skłóceni i do dziś się nie odzywają do siebie. Ale do rzeczy: w budzie szło mi mizernie, byłem stale tyrany, bo biedny i niedożywiony - ani nie lubili mnie klasowi wygrańcy ani kujoni, ot wieczny autsajder. Postanowiłem chociaż trochę podnieść sobie oceny z wuefu, niestety facet od wf okazał się pedofilem (aresztowano go po latach) i wiadomo co zaproponował. Nie zgodziłem się. I oto stał się cud, poznałem fantastyczną loszkę. Umówiłem się z nią pierwszy raz, wręcz chory z przejęcia, potem regularnie się spotykaliśmy. Po jakimś czasie zapoznała mnie ze swoimi znajomymi i mieliśmy pójść razem na piątkową imprezę. Rozpoczęły się wielkie przygotowania. Od mame wybłagałem 20 złotych na wydatki, na które składały się: żel do włosów z nieocenionej Biedronki i dezodorant Bond z kiosku na rogu, którego opakowanie zużyłem w całości, skraplając pachy oszałamiającym zapachem, a w rzadkie włosy wklepując większość lekko przeterminowanego żelu. Nie miałem wątpliwości: loszka będzie moja. Wbiłem na imprezę z zadziwiającą pewnością siebie. Kątem oka widziałem, że kilka loszek(a boskie były to loszki były mówię wam) nieśmiało zerkało w moim kierunku, chichocząc delikatnie w swoim gronie. Puszczono wolną muzykę i loszki ruszyły w zmysłowy taniec wraz z resztą chuopaków, więc rzecz jasna siedziałem przy stoliku, udając niezmierne zainteresowanie półpełną puszką piwa marki VIP, gdy dosiadła się ONA. 90/60/90, tzytze wielkości arbuzów, śnieżnobiały uśmiech. Poczułem, moja pryszczata facjata oblewa się rumieńcem, a pauka nabrzmiewa krwią niczym napełniana wodorem czasza balonu. Marta jestem a ty? spytała loszka, uśmiechając się zalotnie. W tym momencie dostałem deliktanego tiku ramienia, w wyniku czego reszta piwa wylała się z puszki i poleciała prosto na zwiewną sukienkę loszki. Zamarłem. Ktoś będzie musiał to wyczyścić loszka zmysłowo szepnęła mi do ucha, jednocześnie kładąc rękę na moim chudym kolanie. Teraz albo nigdy pomyślałem, jednocześnie robiąc to, co dla wygrańców jest chlebem powszednim. Wyciągnąłem rękę w stronę jej uda, zamierzając zmacać je solidnie. Jednak zamiast oczekiwanej miękkości kobiecego ciała, poczułem coś innego. Lepkiego. Sztywnego. Kątem oka dostrzegłem pośpiesznie wycofującego się wielkiego obrzezanego kutasa, który zniknął pod stołem.